W podróży

Gamardżoba, Gruzjo!

Gamardżoba to powitanie, to gruzińskie dzień dobry. Nie mylić z gaumardżos, które jest ukochanym słowem gruzińskiego biesiadowania – to wiwat! na zdrowie! Tymi dwoma niezmiernie ważnymi w Gruzji, a troszkę do siebie podobnymi słowami, rozpocznę moje wspomnienia z wyprawy do tego niezwykłego kraju, gdzie Europa miesza się z Azją. I gdzie było nam niewypowiedzianie wesoło.

Do Gruzji jeździmy chętnie, bo to kraj nie bardzo odległy, za to stosunkowo dla nas niedrogi. Przy tym – co chyba najważniejsze – piękny i urokliwy, a do tego ciepły i przyjazny. Miary dopełniają kolejne gruzińskie magiczne słowa: supra i tamada! Czyli – z Gruzinami łączą nas podobnie wylewne temperamenty, z tym, że tutaj podlewane doskonałym winem. O tym jednak później.

Flaga Gruzji składa się z 5 krzyży

Co zobaczyć w Gruzji?

  1. Tbilisi
  2. Kraina Kachetii
  3. Kaukaz i Kazbeg
  4. Mccheta
  5. Katedra Bagrati i monastyr Gelati (Kutaisi)
  6. Skalne miasto Wardzia
  7. Batumi
  8. Borjomi

Ta wyprawa odwlekła nam się o rok – rok czekaliśmy na naszą Gruzję, którą wtedy uniemożliwiła pandemia. Warto było czekać! Wyruszyliśmy w końcówce czerwca. My – czyli 16 nie tak całkiem przypadkowych osób (choć w zdecydowanej większości mi nie znanych) powiązanych osobą Zosi, głównej spiritus movens tego wyjazdu. Pilotki, a prywatnie niezwykle fajnej osoby.

Tbilisi

Miasto jest dość niezwykłym zlepkiem kultur i budowli w różnych stylach, które tworzą razem niepowtarzalną mieszankę, taki tygiel rozmaitości. Znajdziemy tu i meczet, i synagogę, cerkwie najdawniejsze i nowe, i secesyjne budowle, i pozostałości okresu radzieckiego, i wreszcie najnowocześniejsze obiekty architektoniczne. A wszystko to nad rzeką Kurą, wokół imponującej Alei Szota Rustavellego (wiele miejsc i ulic w Gruzji nosi imię tego XII-wiecznego gruzińskiego poety). Tbilisi to ponad milionowe miasto. Wyruszyliśmy je zwiedzać po 3 godzinach snu i w około 30-stopniowym upale, ale i tak mnie podbiło.

Największa budowla sakralna Gruzji, Sobór Świętej Trójcy na wzgórzu św. Eliasza w Tbilisi

Zaczęliśmy od Soboru świętej Trójcy, zwanego Budowlą Tysiąclecia. Jego sylwetka góruje nad miastem, a w nocy jest pięknie podświetlona. Cerkiew jest imponujących rozmiarów, choć całkiem “świeżutka” – zaskoczyło nas, że została konsekrowana ledwie w 2004 roku. Pozostaje od tego czasu największym kościołem ortodoksyjnym na Kaukazie i stoi na czele gruzińskiego kościoła autokefalicznego..

Przy Soborze Św. Trójcy
Święta Nino z krzyżem zrobionym z gałązek winogron związanych włosami

Spacer z Placu Europy w kierunku uliczek Starego Miasta przyniósł nam sporo zachwytów i zaciekawień. Wywołały je zarówno przepiękne dawne obiekty sakralne, jak Bazylika Anczischati, najstarsza świątynia gruzińska datowana na VI wiek czy Katedra Sioni (do 2004 siedziba patriarchy gruzińskiego), jak i nowsze budowle.

Wejście do Bazyliki Anczischati
.., i do Katedry Sioni (Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny)
Wnętrze Katedry Sioni

Na przykład zabawna Wieża Zegarowa, nowoczesny most na rzece Kurze zwany nieoficjalnie “podpaską”, a nawet całkiem współczesne pomniki “ku uciesze” czy wręcz stoiska sprzedawców pamiątek. Takie zwyczajne chodzenie po ulicach miasta, chłonięcie jego atmosfery i zapachów to zawsze dla mnie największa frajda.

Wieża zegarowa, Jakby składana z różnych elementów.

Tutaj też znaleźliśmy pierwszą statuę tamady, nie obyło się więc bez radosnych fotek. Tamada to gruziński mistrz ceremonii i “wygłaszacz” barwnych toastów na suprach (czyli ucztach). Podobno takich pomników będzie więcej!

Oto i nasz pierwszy tamada! W starym centrum Tbilisi.

Po pierwszym kontakcie z gruzińską kuchnią, piwem oraz nabyciu się wreszcie lokalnej waluty (GEL czyli lari = około 1,2 PLN, za USD płacili 3 lari) od razu poczuliśmy się lepiej i pewniej!

Przyjrzeliśmy się pomnikowi króla Wachtanga Gorgoselego, któremu Tbilisi zawdzięcza założenie (a może jego legendarnemu sokołowi?), po czym zapakowani do kolejki linowej pomknęliśmy ponad rzeką Kurą w stronę twierdzy Narikala oraz pokaźnej Matuszki Gruzji. Widoki na miasto były obezwładniajace! Z góry też!

Panorama z kolejki linowej

Matka Gruzja nie była najlepiej widoczna z końcowej stacji kolejki, ale ten 20-metrowy posąg, symbol Tbilisi, robił wrażenie, mimo iż powstał w okresie komunizmu.

Słodka babuszka sprzedająca wianki ze świeżych kwiatów pod posągiem Matki Gruzji. Prosta i uśmiechnięta, próbująca dorobić na życie. “Wy bagaty, u was jewro…” – mówiłą do nas. Nie chciała nam uwierzyć, że nie.

Z Twierdzy Narikali powoli schodziliśmy, podziwiając synagogę i urocze kamieniczki, aż zeszliśmy na sam dół, gdzie przy wodospadzie spora grupa Gruzinów towarzyszyła nowożeńcom w sesji zdjęciowej. Chyba trochę skradliśmy im show, bo obecni tam muzycy słysząc nas, zaczęli grać Mazurka Dąbrowskiego, a potem zaraz melodię ze Stawki większej niż życie. Kolega, wzruszony tym drugim, rzucił im suty napiwek. Za Klossa!

Muzycy gruzińscy przy wodospadzie najwyraźniej nas polubili!

Potem był jeszcze pięknie zdobiony budynek łaźni siarkowych, ponoć ważnej atrakcji miasta.

Siedziba łaźni – piękny, orientalny fronton z mozaiki

Warto pewnie jeszcze wspomnieć o polskim akcencie, jakim jest pomnik (trochę za duże słowo) Lecha Kaczyńskiego, którego Gruzini bardzo szanowali, nazywając jego imieniem także aleję w Tbilisi oraz bulwar w Batumi.

Kraina Kachetii

Kachetia to dosłownie kraina winem płynąca (nie wiem jak z miodem…). Gruzja stąd czerpie ponad 70 procent swojej produkcji tego szlachetnego trunku. Region Kachetia leży we wschodniej części kraju, czasem bywa nazywany Gruzińską Toskanią. Uprawa winogron i kultura produkcji wina są tutaj bardzo ważne. Warto znać najszlachetniejsze szczepy winne wywodzące się z tych okolic – to saperavi (czerwone wytrawne wina), kindzmarauli (czerwone półwytrawne), także wino pirosmani, mtsvani i białe wino gelati. Odwiedziny w lokalnej winiarni przysporzyły nam sporo radości, uświadomiły, jak Gruzini robią i piją wino. To były bardzo krzepiące strony zwiedzania winiarni, naprawdę – wyszliśmy weselsi!

To jest size!

W Bodbe obejrzeliśmy monastyr Świętego Jerzego położony nad rzeką Alazani. Świątynia ta, cerkiew z IX wieku, przebudowana w wieku XVII, jest miejscem gruzińskich pielgrzymek. Tutaj bowiem znajduje się krypta z grobem najważniejszej gruzińskiej świętej, św. Nino. To ona doprowadziła do chrystianizacji Gruzji. Najczęściej widzimy ją na ikonach z lekko krzywym krzyżem z gałązek winnej latorośli, połączonych włosami, który jest jej symbolem.

O 2 km od Bodbe znajduje się gruzińskie miasto zakochanych, Signaghi. To sympatyczne miasteczko wychuchane pod turystów, gdzie my – po rzucie okiem na miejscową figurkę tamady i wsłuchaniu się w songi koncertującego grajka – udaliśmy się na warsztaty kuchni gruzińskiej. A o nich – przy okazji kuchni, w artykule Gruzja lubi biesiadować – gruzińskie smakołyki, kuchnia, wino i atrakcje (w przygotowaniu)

A po lepieniu, wałkowaniu i gotowaniu była supra (biesiada) z tamadą i grajkiem. Działo się!

W Signaghi

Kaukaz i Kazbeg

Spędziliśmy ostatnią noc w Tbilisi, by rankiem wyruszyć w stronę Kaukazu wysokiego. Celem na kolejny nocleg było Gudauri, kurort narciarski, ale wcześniej czekało nas jeszcze parę przyjemności. Droga sama w sobie stanowiła jedną z atrakcji, gdyż wyruszyliśmy do Kazbegi Gruzińską Drogą Wojenną, prowadzącą w stronę granicy z Rosją. Jechaliśmy wzdłuż pięknego Zalewu Żinwali, który zaczarował nas widokami – woda z górami w tle. Po drodze – zamek Ananuri z XVII wieku, godna uwagi forteca, która należała kiedyś do książąt Aragwi, a w dole – rzeka Aragwi.

Nad Zalewem Żinwali
Zamek Ananuri

Nieco dalej – piękne zjawisko przyrodnicze: połączenie rzek – czarnej i białej Aragwi.

Tutaj doskonale widać łączące się wody czarnej i białej Aragwi

Kaukaz, w który wkrótce zaczęliśmy wjeżdżać, zaczarował mnie – jest zielony! Góry wysokie często są szare (jak Pireneje) czy brunatne, a tymczasem tutaj było zielono! Pełna zakrętów droga pięła się stopniowo w górę, czasem półtunel, trochę domków i pasące się brązowawe bydło. To był chyba najbardziej malowniczy dzień w Gruzji.

Etapami dotarliśmy do Stepancmindy (Kazbegi), gdzie czekał nas nie najbardziej smakowity posiłek w lokalnej knajpie (grillowane mięso, ale o charakterze podeszwy), a potem … przesiadka do aut 4×4 i w górę! Celem była Cminda Sameba i widok na Kazbeg.

Widok z dołu z zarysem Cminda Sameba
Zielony Kaukaz …i widok na Kazbeg

Zaczęła się jazda! Raz miałam nawet wrażenie, że się wywrócimy na bok, jako że jakaś droga była w remoncie i wkroczyliśmy na off road (a może tak miało być dla podniesienia temperatury?). Niektórzy polecają wspinaczkę pieszą ze Stepancmindy pod klasztor. Zajmuje ona ponoć około 2 godzin.

Półtunel w Kaukazie Wysokim

Cerkiew świętej Trójcy czyli wybudowana w XIV wieku Cminda Sameba, stanowi dla Gruzinów szczególne miejsce. Przede wszystkim jest bajecznie usytuowana wraz z dzwonnicą na wysokości ok. 2170 m n.p.m. W czasie zagrożenia Mcchety (pierwszej stolicy Gruzji), do Cminda Sameba przewożono szereg cennych relikwii, aby zapewnić im ochronę w górach Kaukazu czyli w miejscu trudno dostępnym dla wrogów.

Parking w górach pełen koni

Zanim do niej podeszliśmy z parkingu pełnego koni (!), gdzie opuściliśmy nasze terenowe wozy, syciliśmy już oko fantastycznym widokiem na Kazbeg (5047 m), a widoczność była doskonała. W ukłonie dla mitów greckich, warto wspomnieć, że do zbocza tej właśnie góry był przykuty Prometeusz.

Nim wróciliśmy do Gudauri, zatrzymaliśmy się dwukrotnie: raz na wysokości 2365 m przy pamiątkowym starym kamieniu wysokościowym, a drugi raz przy przecudnie położonym i tak też się prezentującym z Kaukazem w tle – pomniku przyjaźni gruzińsko-radzieckiej. Idea monumentu trochę wytarta (widziałam kiedyś w Assuanie analogicznie imponujący w wersji egipskiej), ale monument wyglądał naprawdę niesamowicie i kolorowo!

Memoriał Przyjaźni w Kaukazie Wysokim

Mccheta

I znowu film drogi – ruszamy do Mcchety. To ponad 2 godziny jazdy. Gdyby ktoś zastanawiał się, jak wymawiamy nazwę pierwszej stolicy i religijnego centrum Gruzji (ja sama to robiłam, siląc się na angielszczyznę) – to rada podstawowa – zwyczajnie, nie przekombinujmy: m-c-ch-e-t-a. Wiem jednak z doświadczenia, że te gruzińskie nazwy przychodzą mocno z trudem.

Katedra Sweti Cchoweli, wpisana na listę UNESCO, to nasz główny cel w Mcchecie. Obecnie istniejąca katedra pochodzi z XI w. Wiąże się z nią historia Sydonii, która otrzymawszy od brata na przechowanie szaty Chrystusa, otuliła się nimi i zmarła, a na jej grobie wyrósł wielki cedr. Drzewo nie dało się ściąć, a tym samym ukończyć budowy świątyni. Dopiero święta Nino zdołała sprawić, że budowlę dokończono. Katedra stanowiła w ciągu wielu stuleci miejsce koronacji i pochówku władców Gruzji.

W tej pokaźnej kolumnie ukryto relikwie pamiętnego cedru i Sydonii z szatami Chrystusa

Podchodzimy do niej i oglądamy z zewnątrz, ale trwają nabożeństwa, więc udaje nam się wejść dopiero za trzecim podejściem. Tak zwany międzyczas wypełniamy łazikowaniem po pokaźnym targu, piciem kawy z tygielka i jedzeniem w knajpce.

Na dopełnienie Mcchety wjeżdżamy na szczyt wzgórza do monastyru Dżwari z VI wieku. Stamtąd rozpościera się piękny widok na miasto, a przede wszystkim – na malownicze połączenie rzek Kury i Aragwi, szczególnie efektowne właśnie z góry.

Kura i Aragwi – widok z monastyru Dżwari

Katedra Bagrati i monastyr Gelati (Kutaisi)

Kutaisi, drugie co do wielkości miasto Gruzji i siedziba parlamentu gruzińskiego, fragmentami nas zaskoczyło. To nie jest urodziwe miasto, ale krowy spacerujące na obrzeżach Kutaisi i koguty, które od 4 rano nie dały nam spać w hotelu, dopełniły naszego zdziwienia. Spędziliśmy tam kolejną noc w monstrualnie zdobionym i nieco zaskakującym hotelu, z ogromnie gościnnym właścicielem. Do kolacji popijaliśmy wino z rogu jako preludium do naszego własnego biesiadowania.

Wino z rogu w hotelu Gora w Kutaisi, pod okiem właściciela (zdjęcie Zosi)

Trzeci posążek tamady wypatrzyliśmy w fontannie w centrum Kutaisi.

Oto Katedra Bagrati od strony “właściwej”…
Piękne detale architektoniczne Bagrati

Katedra Bagrati znajdowała się w pobliżu. Katedra została wybudowana na początku XI wieku przez króla Bagrata III i z pewnością jest największą atrakcją Kutaisi. Sensacją stało się natomiast, że katedra wpisana w 1994 na listę światowego dziedzictwa UNESCO, w 2017 została z niej skreślona. Co zawiniło? Najkrócej – utrata autentyczności poprzez zbyt gorliwą renowację i przebudowę, a zwłaszcza dobudowanie nowoczesnego, przeszklonego elementu architektonicznego.

Oto jak “upiększono” XI-wieczną katedrę Bagrati…

Na liście UNESCO pozostał natomiast położony pod Kutaisi monastyr Gelati, gdzie nadal trwają prace rekonstrukcyjne, ale może będą mniej inwazyjne, niż to się stało w Bagrati. Gelati wzniesiono za czasów króla Dawida Budowniczego (XI-XII wiek), który tutaj również spoczął. Gelati i mieszcząca się w nim akademia były ważnym ośrodkiem kulturalnym i intelektualnym Gruzji tamtych czasów.

Monastyr Gelati . Renowacja trwa wewnątrz i zewnątrz (zdjęcie Ani)

Lubię oglądać cmentarze, nawet współczesne, bo one ukazują kawałek obyczajowości danego kraju i zawsze się nieco (lub mocno) różnią. Obok Gelati weszliśmy na cmentarz – w Gruzji to małe ogródki, wydzielony kawałek terenu, zwykle symbolicznie ogrodzony.

Skalne miasto Wardzia

Wardzia jest dla mnie hitem i jednym z ciekawszych miejsc w Gruzji. Tak naprawdę jest muzeum-rezerwatem, utrzymywanym przez małą grupkę mnichów. Znajdziemy je na zboczu góry Eruszeli w południowej Gruzji, niedaleko miasta Aspindza. Trochę przypomina mi turecką Kapadocję – domostwa ukryte w skałach, wśród naturalnych form skalnych. Wardzię zaczęto budować pod koniec XII wieku, natomiast ukończono za rządów królowej Tamary i to z nią najbardziej historia kojarzy to miejsce.

Skalne miasto widoczne z pewnego oddalenia, które można pokonać zabawną kolejką
Wardzia ma w skałach wykutą własną cerkiew (stąd chustkowy przyodziewek), a przed nią – dzwony.

Wardzia mogła pomieścić od kilkadziesiąt tysięcy osób, służyła więc jako schronienie i azyl, a były to czasy najazdów mongolskich. Zawierała klasztor, salę tronową oraz ponad 3000 komnat umieszczonych na 13 poziomach. W mieście zainstalowano skomplikowany system nawodnień pobliskich pól uprawnych. Do zwiedzania udostępnionych jest około 300 komnat, sporo zniszczyło trzęsienie ziemi.

Do dziś możemy powędrować systemem ukrytych w skale korytarzy, obejrzeć cerkiew, kaplicę i wiele pomieszczeń. Schodki są ciasne i strome, ale to niesamowite przeżycie. To wycieczka, do której bardzo bym zachęcała. Wstęp do Wardzi – 15 lari.

Niesamowite korytarze skalne, ciągnące się wieleset metrów (zdjęcie Ewy)
A tak się powoli wygrzebujemy ze skalnych przejść. Tu – Kasia na zdjęciu Anki.

Batumi

Czekaliśmy na to Batumi! Tak jak się czeka na odpoczynek, atrakcję i wisienkę na torcie.

Podsycaliśmy oczekiwanie słuchaniem piosenki Filipinek “Batumi, ach Batumi, herbaciane pola Batumi…”

Na promenadzie

Batumi to stolica regionu Adżarii, leżąca blisko granicy z Turcją, na południowym zachodzie Gruzji, nad Morzem Czarnym. Jako trzecie co do wielkości miasto w kraju stanowi siedzibę Gruzińskiego Sądu Konstytucyjnego. Jest ważnym ośrodkiem przemysłowym (rafineria ropy naftowej, przemysł maszynowy, stocznie), ale przede wszystkim kurortem nadmorskim, a więc – symbolem wakacji!

Stare nowe Batumi

Batumi to piękne miasto i Gruzini bardzo o nie dbają. Ma efektowną, wielokilometrową promenadę nadmorską, wzdłuż której nagromadzono wiele figurek, pomników i placyków, ale też stąd podziwiamy panoramę okazalszych budowli, jak:

Wieża Czaczy – to wieżyczka z fontanną, z której co jakiś czas strumykiem wypływać miał słynny gruziński samogon, jednak zaniechano tego pomysłu

Wszystko w jednym: od prawej Wieża Alfabetu, dalej Wieża Czaczy, całkiem z lewej Batumi Tower

Wieża Alfabetu – okazała budowla, z punktem widokowym na szczycie, prawie przeźroczysta, a wypisano na niej litery gruzińskiego alfabetu

W całej okazałości – Wieża Alfabetu i Wieża Czaczy

Ruchomy monument Ali i Nino – nieustannie, choć powoli, zbliżające się i oddalające od siebie sylwetki mężczyzny i kobiety, tuż nad morzem, nawiązują do powieści Kurbana Saida, o historii nieszczęśliwej miłości chrześcijanki z gruzińskiej rodziny i muzułmanina

Ali i Nino, tutejsi Romeo i Julia, zbliżają się i oddalają od siebie na nadmorskim bulwarze Batumi

Batumi Tower– Na fasadzie tego drapacza chmur z iglicą, na wysokości ponad 100 metrów, zbudowano… koło młyńskie.

Szczególnie bajkowo wygląda to nocą, Gruzini lubują się w budzącym zachwyt oświetlaniu budowli. Mówią, że Batumi nocą to mały Dubaj. Koniecznie musicie zobaczyć Tańczące Fontanny nad jeziorem Ardagani, a przy tej okazji mnóstwo fantastycznie podświetlonych hoteli i budynków wokół nich. Istna feeria świateł migających w rytm muzyki. Nawet Mac Donald ma tu kosmiczną architekturę!

Biesiadowanie na dachu naszego hotelu Bloom (polecam za lokalizację i design pokoi)) miało więc tę wartość dodaną, że najpierw podziwialiśmy zachód słońca, a wraz z zapadaniem zmroku zmieniał nam się widok i podświetlało się coraz więcej obiektów, aż wszystko zagrało kolorami, a wokół zapanowała ciemność.

Bajeczny widok by night z dachu hotelu Bloom

Starsza część Batumi jest starannie odbudowana, a często nawet … pobudowana ładniejsza i od nowa! Koniecznie trzeba tu wspomnieć o Placu Piazza, który stwarza nam złudzenie, jakbyśmy nagle znaleźli się we Włoszech. I ratusz, i budynki, i nawet cerkiew sprawiają wrażenie żywcem wyjętych z Florencji czy miasteczka w Toskanii.

Na Placu Piazza hotel a la włoski ratusz

Na Placu Ery spotykamy wysoką kolumnę ze statuą mitycznej Medei, trzymającej w rękach złote runo, uciekającej wraz z Jazonem przed jej ojcem, królem Kolchidy.

Medea na bardzo wysokiej kolumnie

Warto zrobić sobie wycieczkę kolejką Argo na szczyt wzgórza Anuna, na oglądanie panoramy miasta i portu. Wjazd i powrót to koszt 30 lari.

Kolejka Argo (argonauci od złotego runa!) wwozi nas na szczyt, ale najlepsze są widoki po drodze!
Batumi z góry

No, i koniecznie trzeba iść na plażę! Plaża jest tu długa i mocno kamienista (duże otoczaki), przydadzą się więc buty do wody i wypożyczenie leżaka.

Plaża w okolicach restauracji. Bardzo wygodnie i malowniczo) wytyczone plażowe ścieżki pozwalają zminimalizować kontakt z kamlotami
Kamienista plaża Batumi

I tylko herbacianych pól nie widzieliśmy… Wierzę jednak na słowo, że są. A herbata gruzińska, która w Polsce w latach 80. była okrutnym paskudztwem, teraz naprawdę trzyma poziom. Można kupić w prezencie (np. Gurieli)

My do Batumi dotarliśmy drogą, ale z lotniska w Kutaisi (tanie linie) do Batumi można się bez problemu dostać tzw. marszrutką (prywatny busik) już za ok. 10-20 lari (12-25 zł).

Borjomi

Gdy wbijesz w wyszukiwarkę Borjomi (czytaj: Bordżomi), ukazają się przede wszystkim informacje o wodzie mineralnej. Źródła Borjomi są bardzo cenne i polecane na wiele schorzeń (drogi żółciowe i choroby przewodu pokarmowego), a woda jest do kupienia w Polsce. Założony w 1829 roku kurort, lata świetności ma już za sobą – w czasach sowieckich był niezwykle modnym uzdrowiskiem. Leży w małym Kaukazie, nad rzeką Kurą.

Firuza albo Błękitny Pałac to jeden z najładniejszych budynków w Borjomi
W parku zdrojowym Likani
Przy dawnym fotografie, w wejściu do parku, wszyscy robią sobie zdjęcia

Miasteczko Borjomi jest otoczone górami, a samo jest dość przyjemnym miejscem z ciekawie zdobioną, często drewnianą architekturą. Dominuje kolor błękitny i turkusowy. Koniecznie trzeba wejść do parku Likani (wstęp 2 GEL), by pooglądać i napić się słynnej wody u źródła. Choć ta u źródła jest dużo mniej apetyczna, bo ma około 35 stopni. Lepiej wypić schłodzoną.

Ciekawostki z Gruzji

  • Malarz Niko Pirosmani (choć tak samo brzmi nazwa szczepu winnego) to gruziński prymitywista z przełomu XIX i XX wieku. Jego twórczość to często odwzorowywany motyw na szyldach, pamiątkach itp. Legenda z odrobiną prawdy mówi, że tancerkę Margaritę, swą ukochaną, obsypał milionem róż, sprzedając na nie wszystko, co miał. A ona go odrzuciła! Ten motyw pojawia się w piosence Ałły Pugaczowej “Milijon ałych roz”
Motyw z Pirosmaniego odtworzony na drzwiach w hotelu Graphica
  • Gruzini mają swój własny alfabet i większość nazw, nawet po przełożeniu pisowni, jest dla nas bardzo trudna. Można się z nimi jednak bez trudu dogadać po rosyjsku, a z młodszymi – po angielsku.
  • Gruzja jest, można by rzec, nieco mniej ucywilizowana i uładzona, niż jesteśmy przyzwyczajeni. Podróżując przez Gruzję zobaczymy wsie, knajpy i miejsca, jakich u nas już nie widać. Spotkamy stada krów przy publicznych drogach. Także w Tbilisi znajdziemy bardzo wiele zniszczonych budynków, które jeszcze nie doczekały się odbudowy.
  • Gruzja jest bardzo pro-europejska – flagę unijną spotkamy w wielu miejscach, na ważnych placach, a nawet przed komisariatem policji.
Unijna flaga pod budynkiem policji w Batumi
  • Gori – to miasto w Gruzji, w którym urodził się Stalin i gdzie zobaczymy jego pamiątki. Wielu Gruzinów jest nadal z niego dumnych i uważa go za wielkiego człowieka. Turyści często odwiedzają Gori. My nie.
  • Gruzja w języku gruzińskim nazywa się Sakartvelo.

Zosiu ze Smile Holiday, Aniu, Kasiu, Grażynko z Tamadą, Pawle i wszyscy, których tutaj nie wymieniłam – dzięki, że byliście i dzięki, że swoim towarzystwem rozweseliliście tę niezwykłą podróż! Widzimy się gdzieś w świecie! :-*

A oto i cała grupa z Kaukazem Wysokim i Cminda Samebą w tle

O kuchni gruzińskiej i jej smakołykach – w przygotowaniu

    Komentarzy - 8

  1. Udało Ci się uchwycić „to coś” , co sprawia że tam chce się wracać. Niedosyt i tęsknota za więcej Gruzji.
    Niebezpiecznie bystrą obserwatorką jesteś i kronikarką z lekkim , ciekawskim wręcz stylem pisania.
    Dziękuje i do zobaczenia na szlaku gdzieś tam( z Zosią naszą kochaną ofcourse )

    1. Najbardziej to cieszę się, że się tam spotkaliśmy i że jesteście częścią tej opowieści.. Dziękuję za miłe spostrzeżenia! Koniecznie do zobaczenia!

  2. Batumi piękne jest nawet zimą, powstała piosenka Batumi ach Batumi chyba w wykonaniu Alibabek, ale nie jestem pewien. Krajobrazy jakby z dawnego królestwa. Wspaniała wycieczka. Pozdrawiam ciepło. 😉

    1. Tak, Batumi też bardzo mi się podobało, no może z wyjątkiem plaży z kamlotami, choć i ona miała swój urok. Pozdrawiam i dziękuję!

  3. Jestem pod wrażeniem. Gratuluje. Do spotkania gdzieś…..
    Pozdrawiam i dziękuje

  4. Rysiu, ja się cieszę, że odkrywaliśmy tę Gruzję wspólnie. Pozdrawiam Was!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *