W podróży

Petra i pustynia Wadi Rum – dwie wisienki na torcie Jordanii

Gdy mówisz lub słyszysz “Jordania”, w domyśle masz Petrę. To jakby symbol, najważniejsze skojarzenie. Ja też tak miałam od bardzo dawna. Powoli dołączyła do tego wyobrażenia czerwonawożółta pustynia. Wadi Rum. Jordania poza tymi niezwykłymi hitami pokazała nam kilka innych swych uroków. Część opisałam wcześniej w artykule Hello, Jordan! Amman, Dżerasz i Morze Martwe czyli początek przygody. To opowieść o pierwszych dniach naszej wyprawy do Jordanii.

Jordania podbija turystów tymi dwoma miejscami: Petrą i pustynią Wadi Rum
Przed największym skarbem Jordańczyków, skarbcem Petry

Tereny Jordanii to również Ziemia Święta – stanowią one miejsce znaczących wydarzeń, opisanych w Starym i Nowym Testamencie. Podróż przez Jordanię to droga przez historię wiary chrześcijańskiej (Mojżeszowa góra Nebo, Madaba, Morze Martwe).

I choć taki aspekt podróży do Jordanii nie był dla mnie wiodący, nie sposób o nim zapomnieć. Jeszcze do niego wrócę!

Pustynia Wadi Rum

Na pustynię ruszaliśmy z Akaby, słynnego jordańskiego portu nad Morzem Czerwonym, a konkretnie nad Zatoką Akaby właśnie. Droga zajmuje około godziny, a potem jeszcze czas jakiś trzeba spędzić przy visitor center, żeby dopełnić formalności (na przykład uiścić opłatę, dać się Beduinom zamotać w chusty, wysmarować kremami z filtrem) i wreszcie zacząć pakować się na jeepy.

Pustynia jest czerwonawa, żółta i złota, a może nawet różowa – jest przepięknie! Jeśli jednak planujemy spędzić na pustyni noc (my, niestety nie mieliśmy takich planów) to mimo pogody z rana, trzeba przygotować się na znaczny spadek temperatury nocą. Czyli oprócz turbanów i lnianych koszul trzeba uzbroić się w ciepłe kurtki. Powierzchnia Wadi Rum zajmuje 720 km2. Na jej terenie zlokalizowany jest najwyższy szczyt Jordanii – Jabal Umm ad Dami o wysokości ok. 1840m n.p.m. Krajobraz pustyni to widoki prawdziwie marsjańskie, a może tylko księżycowe?

Tak podróżujemy.

Wielu fanów kina w ostatnich latach widziało Wadi Rum na ekranie co najmniej raz. W Jordanii kręcono zdjęcia do „Marsjanina”, „Alladyna”, „Prometeusza”, a także dwóch części „Gwiezdnych wojen”Nie zapominajmy też oskarowego “Lawrence’a z Arabii” z 1962 roku!

Jazda jeepami to fantastyczne przeżycie! Jest gorąco, wieje, siedzimy na odkrytej “pace” w 6-7 osób i pędzimy po piachu. Pierwszy postój przy Sand Dune, okazałej skale, którą ruszamy zdobyć. Podejście jednak jest piaszczyste (jak sama nazwa wskazuje), więc nie jest to wcale taka bułka z masłem. Dla widoków i wrażeń zdecydowanie warto. No, i zdjęć, oczywiście!

Następny postój jest już dłuższy, bo dostajemy możliwość przesiadki na wielbłądy. Chętni mogą przebyć na ich grzbietach odcinek do kolejnego postoju. Dłuższy czas kręcimy się więc między posiadującymi wielbłądami i Beduinami, którzy się nimi opiekują. A ponieważ jest tam kilka pięknych, czerwonawych formacji skalnych, malowniczych, granitowych skał i piaskowców, mamy się czym zachwycać. Kilkoro amatorów wielbłądów się znajduje, a pozostali ponownie dosiadają jeepów.

Wielbłądy czekają…

Z wielbłądami mam parę wcześniejszych zabawnych doświadczeń, więc tak łatwo nie daję się już namówić na ten rodzaj transportu. Pierwsze zetknięcie miałyśmy na Saharze w Tunezji. Kiedy wielbłąd przysiada, czyli w praktyce gwałtownie przyklęka na przednie nogi, osobnik usadowiony na jego grzbiecie wykonuje gwałtownego hopka do przodu. Nooo, lepiej się wtedy mocno trzymać! Z kolei kiedy wstaje, prostuje najpierw przód, a wtedy mamy murowany przechył w tył. Dyskretnie wypada też wspomnieć, że wielbłądy nie pachną… Innym razem, w Egipcie, gdy z przydziału mieliśmy odbyć kawałek trasy na wielbłądach, trafił mi się osobnik, który stąpał jakoś niezwykle niemrawo: powoli i ciężko, czym trochę mnie niepokoił, bo wszyscy poszli wprzód. Podszedł do mnie człowiek od wielbłada, by zdiagnozować sytuację i … omal nie poczułam się molestowana, gdy złapał mnie za kolana! Potem poluzował ich ścisk (chyba ze stresu i z obawy przed spadnięciem), a wtedy wielbłąd złapał oddech i ruszył rączo jak pozostałe! Poddusiłam zwierzę!

Podczas postoju z wielbłądami. Oto ja i mój pustynny strój z nakryciem głowy z 2 chustek. Zamotałam sama!

I znów piękny kawałek jazdy piaszczystymi drogami bądź bezdrożami, by na następnym postoju wejść do namiotu Beduinów, gdzie można było odpocząć, dostać naparu herbatki, pooglądać ich rękodzieło i to, co tam mieli do zaoferowania. Herbatka jest krzepiąca, a przy okazji oglądamy też pokaz malowania oczu henną, taką specjalną, która chroni oczy przed zapaleniami. W sprzedaży również kredki do oczu, nieśmiertelne chusty arafatki i milion pamiątek. Tylko kibelków brak!

Na ostatnim postoju, większość odpoczywa w kampie i popija herbatkę

Na koniec postój przy starym pociągu – krótki przystanek na stacji kolei Hidżaskiej.Już z drogi widać stary, niedzisiejszy pociąg. Skład z 1917 roku stoi tu dla upamiętnienia linii, która łączyła niegdyś Medynę z Damaszkiem, przechodząc także przez okolice Wadi Rum. Dzisiaj funkcjonują jeszcze dwa jej odcinki – jeden łączy Amman z Damaszkiem, drugi znajduje się pod Akabą. Do pociągu można nawet wejść!

Tylko różowy piasek i skały!

Zwiedzaliśmy pustynię przez pół dnia. To niedużo, choć daje już pojęcie o jej charakterze i najpiękniejszych miejscach. Zostaje pewien niedosyt, bo byłoby klimatycznie spędzić noc w jednym z kampów. Może więc następnym razem. Jutro Petra!

Petra

Czym jest Petra? Oprócz tego, że jordańskim cudem i atrakcją turystyczną numer 1? Oprócz tego, że to dla tego miejsca przyjeżdża się do Jordanii? No, prawie… Na naszym wyjeździe na pewno wisienką na torcie. Wyczekanym zwieńczeniem wyprawy.

Petra to ruiny miasta Nabatejczyków (lud pochodzenia semickiego), którego rozkwit miał miejsce w czasach antycznych, III w. przed naszą erą. do I w. naszej ery. Po tutejszych domach nie pozostał ślad, a to, co oglądamy jest właściwie niezwykłym cmentarzem. W skale wydrążono grobowce, a w dolinie pobudowano ważne dla wszystkich obiekty: świątynie, teatr, baseny, pałace czy fontannę. To miejsce było stolicą królestwa Nabatejczyków, po IV wieku naszej ery zniszczoną przez trzęsienia ziemi i schowaną przed światem, a odkrytą na nowo w 1812 roku przez Szwajcara Burkhardta. Do tego, co nazywamy Petrą i co stanowi jej najbardziej znany symbol – czyli do skarbca al Khazna – prowadzi niesamowita, ponad 1,5-kilometrowa droga. Początkowo wędrujemy szerokim, utwardzonym traktem wśród gładkich, zaokrąglonych, “wymytych” form skalnych, w których dają się zauważyć grobowce. Skały są niezbyt wysokie

. Później wkraczamy w znacznie węższą skalną dolinę. Idziemy dnem wąwozu As-Siq, ze słońcem wysoko w górze, jedyną drogą do skarbu Nabatejczyków – Petry.

Niesamowite wrażenie robi moment, gdy powoli szczelina skalna się poszerza i widzimy wyłaniający się w słońcu skarbiec Al-Khazna, “Skarbiec Faraona” z filmu Indiana Jones! Piękny, zdobiony, żółtawo czerwonawy. Ma wysokość 40 metrów i 27 metrów szerokości. Zachwyt…

Dalej droga prowadzi doliną do kolejnych obiektów. Wszędzie pełno stacjonujących w cieniu osiołków, co chwilę mijają nas wielbłądy z kolejnym turystą na grzbiecie. Najpierw po lewej stronie mijamy kolejne grobowce – to aleja fasad, dalej pojawia się coraz więcej sklepów i stoisk z pamiątkami. Dochodzimy do teatru, który niegdyś mógł pomieścić ponoć do 4000 widzów! Dziś przyglądamy się jego pozostałościom.

Pozostałości teatru

Za teatrem zatrzymujemy się w beduińskiej kawiarence na kawę i świeży sok pomarańczowy. No, i chwilę oddechu w cieniu po dotychczasowej wędrówce – jesteśmy już około trzech kilometrów od bramy wejściowej. O dziwo! Kawa, choć sypana i słodka, jest bardzo aromatyczna i smakuje mi.

Tuż za kawiarenką wyruszamy we cztery w górę, w stronę Wielkiej Świątyni i grobowców. Trzeba się trochę powspinać, a po drodze jeszcze obejrzeć kilka stoisk i przymierzyć parę szali. Podejściu towarzyszą kozy. dodają kolorytu skałom. Świątynia i grobowce robią na nas niesamowite wrażenie.

Po Petrze, jak uczy mapka, można poruszać się wybranym szlakiem, w zależności od tego, ile mamy czasu i chęci oraz jaką kondycję.

  • Główny Szlak (Main Trail)  –to główny i najbardziej uczęszczany szlak do Petry; pójdziemy nim przez Wąwóz As-Siq do Skarbca, później wzdłuż ulicy fasad i grobowców królewskich. Jego 4 km pokonamy w około 3,5 godziny
  • Różowy szlak do Klasztoru (Ad-Deir Trail) – jest przedłużeniem głównego szlaku, dojdziemy nim do klasztoru. Tutaj musimy się już liczyć z przewyższeniem, choć dość łagodnym (stare schody). Na to przejście będzie nam potrzebne kolejne 2,5 godziny lub ciut więcej
  • Zielony szlak do grobowców królewskich (Al-Khubtha Trail) – szlak prowadzi wzdłuż grobowców królewskich, pętla liczy 3,5 kilometra i zajmuje 2,5 – 3 godziny.
Wielbłądy i osiołki odpoczywają w cieniu

Po naszym zwiedzaniu różowego miasta mogę stwierdzić, że jeden dzień dla osób, które chcą po prostu obejrzeć ten jordański cud i jego najpiękniejsze detale – bez uprawiania trekkingu czy wędrówek po skałach – całkowicie wystarczy. Do tego miesiące wiosenne są jak najbardziej odpowiednie.

Petra jest największą chlubą Jordańczyków. Wielokrotnie podkreślał to nasz przewodnik, Samir (Jordańczyk w naszym wieku, po studiach w Polsce). Budowlę wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1985, a nawet więcej – trafiła na listę siedmiu nowych cudów świata.

Detale skarbca

Koszt wstępu do Petry jest wysoki i zależy od kilku czynników. Wynosi on 50 JOD za 1 dzień (to ponad 71 USD czyli aktualnie prawie 350 zł), 55 za 2 dni i 60 JOD za 3 kolejne dni zwiedzania. Jeśli jednak odwiedzacie Petrę w pierwszym dniu swojego pobytu w Jordanii, zapłacicie za bilet 90 JOD! Jordańczycy chcą w ten sposób zmotywować do odwiedzenia także innych miejsc w swoim kraju i uniknąć grup wpadających do Jordanii tylko na jeden dzień, bez korzystania z innych turystycznych udogodnień. Najlepiej dojechać tutaj z Aqaby lokalnymi busami. My dysponowaliśmy autobusem.

Dziedziniec z kolumnadą widziany z kościoła (Church)
Z moimi super fajnymi towarzyszkami “łażenia” po Petrze. Dzięki!

Co jeszcze warto zobaczyć – poza dwiema wisienkami?

Madaba. Mnie się to miasto będzie kojarzyło z sokiem z granatów – czyli niestandardowo! Piliśmy go tu dwukrotnie na ulicy, świeżo wyciskany, po 1 dinarze i to było piękne!

Poza sokiem z granatów, o Madabie warto wiedzieć to, że jest w największym stopniu “chrześcijańskim” miastem w muzułmańskiej Jordanii, ze względu na zgrupowanie świątyń, a jej najbardziej słynna turystycznie i cenna historycznie atrakcja to mozaiki z Madaby. Miasto to posiada jedne z najwcześniejszych chrześcijańskich mozaik na świecie. To tak zwana mapa z Madaby.

Ocalałe fragmenty mapy-mozaiki. Niestety, w oryginale na podłodze w cerkwi nie udało się jej dobrze sfotografować.
Wnętrze cerkwi św. Jerzego.

Mapa z Madaby pomogła współczesnym archeologom namierzyć wiele miejsc Ziemi Świętej, których lokalizacja wcześniej opierała się wyłącznie na domysłach. Pochodząca z VI. wieku naszej ery mapa wskazuje położenie niemal 160 miejsc biblijnych, między innymi deltę Nilu i Palestynę; także Aleksandrię, Kair, Jerycho i statki na Morzu Martwym, nawet ryby w rzece Jordan, a jej centrum stanowi Jerozolima. Mozaika została przeniesiona do cerkwi, jest niestety częściowo zniszczona przez trzęsienie ziemi. W samej cerkwi warto jeszcze obejrzeć ikony, a także zejść do podziemi, by zobaczyć jako ciekawostkę ikonę z Matką Boską o trzech rękach.

Obrazek z ulicy w Madabie

Góra Nebo

Jadąc znad Morza Martwego, dotarliśmy najpierw na Górę Nebo. To miejsce święte dla chrześcijan nie tylko jako miejsce śmierci Mojżesza, którego uznaje się za wielkiego proroka także w islamie. Przez wiele wieków nawiedzali górę pielgrzymi. Jednak obecne Sanktuarium Mojżesza, którym opiekują się franciszkanie, jest stosunkowo młode – pochodzi z 1932 roku, choć zostało zbudowane na fragmentach starej bazyliki..

Widok na świątynię na górze Nebo
Najstarsza mozaika w sanktuarium na Górze Nebo

Natomiast stanowisko archeologiczne świadczy o wielu wiekach historii tego miejsca (od około IV wieku n. e.) Stamtąd pochodzą zrekonstruowane mozaiki. Z góry Nebo Mojżesz po wyjściu z niewoli egipskiej miał ujrzeć Ziemię Obiecaną – dolinę Jordanu, do której, niestety, nie było mu dane dotrzeć. Góra Nebo jest miejscem jego śmierci, lecz grobu nigdy nie znaleziono.

Na górze, która liczy około 800 metrów n.p.m. i na którą praktycznie wjeżdża się autobusem, wiało w dniu naszej wizyty niemiłosiernie! Dawno nie widziałam takiego wiatru. Ze szczytu rozlega się rzeczywiście piękny widok na dolinę Jordanu.

Widok na Mojżeszową Ziemię Obiecaną…

Charakterystycznym obiektem na górze jest stojący w pobliżu sanktuarium wężowy krzyż z brązu. W 2000 roku miejsce to odwiedził i celebrował papież Jan Paweł II. Koniecznie trzeba obejrzeć mozaiki ze scenami myśliwskimi na lewo od wejścia do sanktuarium. Pamiątki z tego miejsca są mile widziane dla religijnych mam i babć.

Wężowy krzyż z brązu

A co zjeść?

Jedzenie w krajach arabskich bywa przepyszne, zwłaszcza dla osób, które nie kochają na tyle schabowego, by nie móc się bez niego obejść. Zawsze na wyjazdach podstawowa zasada, którą polecam, to ciekawość innego. Jeśli nie spróbujesz, to ci nie zasmakuje. Jeśli nie chcesz próbować, to… zostań w domu!

Nie będzie to artykuł o kuchni arabskiej, bo nie czuję się wystarczającym znawcą. Jestem tylko smakoszem! Będzie więc troszkę o najciekawszych smakołykach. Na śniadaniach zajadałyśmy się jak szalone humusem w różnych wydaniach, ze świeżą pitą. Do tego warzywa – uwielbiam! Do tego pasta z bakłażana. Na okrasę jeszcze ciekawe białe sery. Takie zestawy pojawiały się też na przystawkę, ale potem z trudem znajdowałam miejsca na danie główne (zwykle szaszłyki z grillowanego mięsa). Doskonałe ryby i wołowina.

Mansaf

Zdegustowałam też baraninę (w Polsce nie jadam, ale dałam się namówić). Danie o nazwie mansaf jest ponoć typowym daniem weselnym. To baranina uduszona z ryżem i jogurtowym sosem. Warto było spróbować w przydrożnej restauracji, choć miłośnikiem baraniny czy jagnięciny od tego nie będę!

Zapraszam do wyrażania opinii o tym, co piszę, w komentarzach – czy Wam się spodobało, czy nie. Może pomogło zrodzić się jakiemuś marzeniu o podróży?

Jestem także:

www.facebook.com/Grażynabezobciachu.pl

www.instagram.com/grazyna_bez_obciachu

    Komentarzy - 7

  1. Dziękuję za wspaniałe wrażenia i doskonałe opisy. Pozdrawiam serdecznie i dalszych ciekawych wrażeń sobie i tobie życzę

  2. Super;) piękne i niebanalne opisy, no i praktyczne rady(!!!) wyzwoliły we mnie marzenia o Jordanii. Choć, czytając Twoje wspomnienia, czułam się tak jakbym spacerowała po tym księżycowym krajobrazie;) Dziękuję za cudowne wrażenia! Czekam na kolejne😍

    1. Dzięki! Jordania ma wiele fajnych miejsc, ale (jak mówi tytuł) te dwa hity stoją na czele listy. A zwiedzić – polecam, jak tylko będzie możliwość.

  3. Wspaniałe zdjęcia, niesamowite krajobrazy, rzeczywiście nieziemskie. Trafne odniesienia do znanych filmów. Oczywiście, Petra to miejsce najważniejsze, tajemnicze, niezwykłe. Gratuluję kolejnego ciekawego artykułu.

  4. Petra piekna! Alez mialas urlop!
    Az nabralam ochoty, by tez gdzies pojechac!
    Acz mysle o innych cywilizacjach i rejonach. Wlochy mnie kusza, ilez tam mozna by zwiedzac 🙂

  5. […] Wreszcie w marcu tego roku udało się wyjechać do Jordanii i sama byłam zaskoczona, jaki to nieodległy, niedrogi i prosty do odbycia wyjazd. Część trudów organizacyjnych zawdzięczam Zosi (Smile Holiday), a później i naszemu jordańskiemu przewodnikowi Samirowi. Wyjazd odbył się Ryanairem z Modlina do Ammanu (około 3 godzin lotu), a koszt samego tygodniowego pobytu zamknął się chyba w 3,5 tysiącu złotych z wydatkami na miejscu. Odsyłam was, moi kochani czytelnicy, do 2 blogowych artykułów o Jordanii: Hello, Jordan! Amman, Dżerasz i Morze Martwe czyli początek przygody oraz tego o największych jordańskich skarbach, Petra i pustynia Wadi Rum – dwie wisienki na torcie Jordanii. […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *