Zaciekawienia

Koło fortuny czyli podsumowanie roku 2022

To nie jest nawiązanie do teleturnieju.

Słowa w tytule są raczej aluzją do popularnego przysłowia czy aforyzmu. Tak… fortuna kołem się toczy, a nasze życie to lepsze i gorsze chwile, nieustające koło natury, sinusoida losu, zmaganie życia ze śmiercią, przepychanie się łez ze szczęściem. Tego mnie w życiu osobistym nauczył ten rok wypełniony dwójkami…

Podróżniczo jednak – to całkiem inna sprawa!

Czas na blogu na styczniowe podsumowanie roku 2022! Tadam!

Koniecznie muszę zacząć od tego, że był to podróżniczo całkiem dobry rok. Udało się odwiedzić sporo miejsc za granicą (8 krajów) i w Polsce, a mianowicie:

  • Luksemburg z przepięknymi trasami Mullerthal – luty
  • Metz w Lotaryngii, na północy Francji – luty
  • Trier czyli niemiecki Trewir – luty
  • Jordanię z jej wieloma atrakcjami – marzec
  • Majorkę, przejechaną wszerz i wzdłuż – kwiecień
  • Maltę i Gozo – sierpień
  • Mediolan i Bergamo – listopad
  • Oman południowy – grudzień
  • a także: Półwysep Helski, Smołdzino i Wybrzeże Słowińskie, Kołobrzeg, Rolbik nad Zbrzycą, Mikołajki, Kraków, Dobroń koło Łodzi, Wrocław, Sopot, Łęczycę i inne

Spełnione stare marzenie

A nawet dwa. Przede wszystkim jednak – zobaczyłam Petrę! Ten cichy plan czy nieśmiałe marzenie chodziło za mną już od dawna. Nawet nie pamiętam, od jak dawna.

Wreszcie w marcu tego roku udało się wyjechać do Jordanii i sama byłam zaskoczona, jaki to nieodległy, niedrogi i prosty do odbycia wyjazd. Część trudów organizacyjnych zawdzięczam Zosi (Smile Holiday), a później i naszemu jordańskiemu przewodnikowi Samirowi. Wyjazd odbył się Ryanairem z Modlina do Ammanu (około 3 godzin lotu), a koszt samego tygodniowego pobytu zamknął się chyba w 3,5 tysiącu złotych z wydatkami na miejscu. Odsyłam was, moi kochani czytelnicy, do 2 blogowych artykułów o Jordanii: Hello, Jordan! Amman, Dżerasz i Morze Martwe czyli początek przygody oraz tego o największych jordańskich skarbach, Petra i pustynia Wadi Rum – dwie wisienki na torcie Jordanii.

Petra była marzeniem i stała się największym zauroczeniem. Petra to ruiny miasta Nabatejczyków , którego rozkwit miał miejsce w czasach antycznych, III w. przed naszą erą. do I w. naszej ery. To miejsce było stolicą królestwa Nabatejczyków, odkrytą dla świata w 1812 roku przez Szwajcara Burkhardta. Do Petry i miejsca, które stanowi jej najbardziej znany symbol – czyli do skarbca al Khazna – prowadzi niesamowita, ponad 1,5-kilometrowa droga. Początkowo wędrujemy szerokim, utwardzonym traktem wśród gładkich, zaokrąglonych, “wymytych” form skalnych. Niesamowite wrażenie robi moment, gdy powoli szczelina skalna się poszerza i widzimy wyłaniający się w słońcu skarbiec Al-Khazna, “Skarbiec Faraona” z filmu Indiana Jones! Piękny, zdobiony, żółtawo czerwonawy. Ma wysokość 40 metrów i 27 metrów szerokości. Zachwyt…!

Zwierzyny rozmaitej znajdziemy w Petrze trochę: konie, wielbłądy, osły, kozy…

Lutowa wycieczka do Luksemburga

Koniecznie muszę o niej wspomnieć, bo ze wstydem przyznaję, że nic o Luksemburgu dotąd nie napisałam. Na pewno trzeba to kiedyś naprawić, bo ten kawałek Europy pojawia się co jakiś czas w moich planach wyjazdowych. Odwiedzam tu córkę i zawsze fajnie jest uszczknąć coś jeszcze, coś atrakcyjnego zobaczyć. A ten luksemburski zakątek, pogranicze Niemiec i Francji, to miejsce bardzo piękne, od lat bogate, wysoko cywilizowane i naprawdę mające do pokazania wiele okazałości. O Luksemburgu napiszę więc kiedyś więcej, a tym razem tylko migawki z pozostałych obejrzanych z przyjaciółką Anką miejsc. Druga połowa lutego, muszę tu jednak dodać, nie serwuje nam w tym regionie najmilszej pogody na zwiedzanie.

Najpierw – Metz; stolica regionu Lotaryngia, miasto, które z racji usytuowania było na przemian to francuskie, to niemieckie. Leży w departamencie Mozela. Do obejrzenia koniecznie Porte des Allemands,
ostatni pozostały most zamkowy we Francji i największy fragment starych fortyfikacji Metz. Jego nazwa znaczy dosłownie Brama Niemców. I jest to de facto brama; z dwoma zestawami wież: kątowymi i okrągłymi. Brama jest najważniejszym punktem murów obronnych, którymi można przejść.


Przybyłyśmy do Metz pociągiem, nie dało się więc nie podziwiać dworca, Gare de Metz. Jest to cudowny budynek, ale, jak mówią, naładowany politycznie, zamówiony przez Wilhelma II i zaprojektowany w stylu renesansowego romańskiego odrodzenia. Plotka głosi, że sam Wilhelm opracował plany wieży zegarowej, która ma rzeźbę rycerza Franków, Rolanda. Przed dworcem jest pomnik de Gaulle’a. 

Przed Katedrą w Metz ścigałyśmy się z deszczem, ale to obiekt przepiękny! 
Budowana przez ponad 300 lat i ukończona w 1552 r. Katedra Metz jest jedną z najwyższych w Europie, z imponująco wysokimi sklepieniami w nawie głównej, która wznosi się do 42 metrów.


Z większą ilością witraży niż jakakolwiek inna katedra na świecie, ten budynek zyskał nazwę „La Lanterne du Bon Dieu” (Latarnia Pańska). Okna zostały stworzone przez mistrzów, lecz także współczesnych artystów (Marc Chagall i Jacques Villon). Na placu przed katedrą kusi hala targowa. Polecam!

Do Trier (czyli do Trewiru -Nadrenia-Palatynat), który jest pięknym miastem uniwersyteckim, pretendującym do miana najstarszego miasta w Niemczech, także portem nad Mozelą, pojechałyśmy z Weroniką i Philippem. Wyjątkowo tego dnia lutowa pogoda była dla nas łaskawa.

Porta Nigra

Dużo jest w Trier do zobaczenia, a myśmy zrobiły tylko spacer. Koniecznie trzeba tam zwiedzić choćby niektóre zabytki z listy dziedzictwa kulturowego UNESCO: Porta Nigra (rzymska brama do miasta), Bazylikę Konstantyna z salą tronową, termy cesarskie i łaźnie z II. wieku, Katedrę św. Piotra oraz rzymski most na Mozeli. Trier ma też bardzo ładny rynek, centrum i główne ulice, a ponadto warto wiedzieć, że tutaj urodził się Karol Marks. Jest pomnik!

Centrum Trier

Do tego Mullerthal, czyli tak zwana Mała Szwajcaria Luksemburska! Ujęło nas to miejsce przepięknymi leśnymi trasami i zielenią mchu pomiędzy skałami! Warto z Luksemburga wyrwać się tu na obcowanie z naturą.

Mullerthal. Widok ze słynnego mostku. Tu – z Anką.

Majorka na zwieńczenie Wielkanocy

… ponieważ wylot na tę wyspę zaplanowaliśmy sobie na wieczór, w niedzielę wielkanocną. W ten sposób najważniejszą część świąt (wielkanocne śniadanie) spędziliśmy z bliskimi. Majorka przytuliła nas całkiem miłym ciepełkiem, choć był jeden dzień, gdy pizgało wiatrem i zimnem popisowo. Kwiecień to kwiecień, nawet na Majorce! Z kurtką się nie rozstajemy. Objeździliśmy Majorkę wypożyczonym autem i wrażeń było mnóstwo. Opisałam wyjazd dość dokładnie w Majorka w kolorze pomarańczy. Polecam Palma de Mallorca, Soller, Port de Soller, Alcudia wraz z sąsiadującymi półwyspami (Formentor!), Pollenca, Smocze Jaskinie w Porto Cristo, plaże Es Trenc, Valldemosa i pamiątki po Chopinie, a nade wszystko drogi po klifach, wzdłuż wybrzeży, kręte zjazdy do portów na złamanie karku (pozdrawiam Piotra, drivera!)

Półwysep Formentor, pokonany w większości autem
Słynne wiatraki – tu: w Palmie

Malta, mała ślicznotka

Malta i Gozo. To arrchipelag i państwo na południu Europy, które zdecydowaliśmy się odwiedzić ZAMIAST. Miała być Francja zachodnia, ale nagle czas się skurczył i postanowiliśmy ratować niezrealizowany plan czerwcowy. Dużo się działo w tym roku, podróże musiały czasem pospadać na dalsze miejsca w życiowych priorytetach… To nie świadczy wcale gorzej o Malcie – okazała się fantastycznym planem i podbiła nas! Opowiedziałam o tej podróży wieńczącej sierpień w Malta. 13 powodów, by ją pokochać. Myślę, że jest ich nawet więcej.

Odwiedzamy najmniejsze państwo Unii Europejskiej, przy tym najbardziej wysunięte na południe i najcieplejsze, jednak ta skromność rozmiarów absolutnie Malcie nie umniejsza. Ma tyle do pokazania, że od razu wyjeżdżając stamtąd, wiedziałam, że chętnie się tam wybiorę ponownie. Zarówno na samej Malcie, jak i na Gozo, a także pomiędzy nimi (Blue Lagoon) znajdziecie mnóstwo pięknych miejsc, dla których warto tu było przyjechać. A sama Valetta i jej ponad 300 zabytków na kilometr kwadratowy – po prostu odlot!

Mdina, dawna stolica Malty też ma co pokazać…!

Milano, och, Milano…!

…chciałoby się zakrzyknąć z wrażenia!

Mediolan “chodził za mną”, jak przysłowiowa wódka za tatą co najmniej od samego początku 2022 roku. A może dłużej? Kiedy więc Ryanair otworzył połączenie z Łodzi, stwierdziłam, że to znak, nie ma na co czekać. Nawet, jeśli miałabym polecieć sama.

I poleciałam!

Katedra Duomo w Mediolanie

Potraktowałam to jako swoisty test i sprawdzian – jak mi się będzie podróżowało i zwiedzało całkowicie solo. O listopadowej wycieczce do Mediolanu oczywiście napiszę więcej na blogu, ale – wypad był bardzo udany! Także i pogoda, choć w prognozach kapryśna i deszczowa, ostatecznie zachowała się elegancko (wiadomo, włoska pogoda!). Pierwszego dnia zaczęło padać dopiero po zmierzchu – wygrałam! Padało co prawda wieczorem i w nocy, ale ranek wstał pogodny i cały dzień było słonecznie. Kolejnego dnia również, aż płaszcz mi ciążył. Samotność okazała się całkiem dobrym towarzyszem zwiedzania. Jedynym momentem, kiedy czułam, że to dziwnie być samej, były wejścia do restauracji. Kelnerzy zwykle zerkają, dla ilu osób stolik. W efekcie słyszałam trochę zdziwione: “Sola?” (Sama?)

Zamek Sforzów – fragment dziedzińca

Ogromną radością było nabycie biletu na Ostatnią wieczerzę Leonarda da Vinci. Już się pogodziłam, że tym razem nie obejrzę, bo zakup biletów tylko przez internet, a tam wyprzedane na parę tygodni naprzód. Trudno – myślę – przejadę się do kościoła Santa Maria delle Grazie i pooglądam go (w refektarzu tegoż kościoła znajduje się Ostatnia wieczerza, ale wchodzi się osobno i na zupełnie innych zasadach). Idąc za strzałką “Biglieteria” trafiłam do kasy, oddalonej o parędziesiąt metrów, a tam – jeden bilet jest osiągalny! I to za 15 euro, a nie za 50, jak chcieli pośrednicy.

Mediolan ze swoim Zamkiem Sforzów, La Scalą, Katedrą Duomo, Galerią Vittorio Emanuele, bramami, podcieniami, handlowymi ulicami, a także Bergamo z Citta Alta – ogłaszam za zdobyte! Teraz tylko jeszcze napisać artykuł na bloga…

Oman czyli państwo na O-słodę grudnia

Oman stanowił spełnienie tego drugiego marzenia, o którym wspomniałam przy okazji Petry. Wcześniej kiedyś nam się nie udał, choć były plany. Teraz już też o mało co by odpłynął. Oczywiście o nim też zapewne napiszę więcej, ale na razie jest zbyt świeżutki. Oman południowy, konkretnie okolice Salalah, jest miejscem do wspaniałego korzystania z dobrodziejstwa oceanu, słońca i białej plaży. Ma świetny przelicznik godzin lotu (niecałe 7) do temperatury – o tej porze roku trudno taką pogodę uzyskać gdzieś bliżej Europy.

Cudowny lazur Morza Arabskiego (czy też Oceanu Indyjskiego) i jego temperatura były tym powodem dla którego warto tu przyjechać…
W Salalah, meczet sułtana Kabusa Ibn Saida, zmarłlego przed 2 laty

Odwiedziliśmy Hawana Salalah, kurort nadmorski i zjawisko turystyczne, które trudno nazwać – laguny, sztuczne półwyspy i nawodniony malowniczymi kanałami teren, do tego 2 groble, tworzące wlot do zatoki i marinę. Szerokie, piaszczyste plaże i pływajace blisko delfiny. Wszystko powstało dla turystów. Nie tylko z Europy, także z Arabii Saudyjskiej. Klimat jest tu bardzo sprzyjający, niedaleko góry i pustynia. To wspaniała pustynia Rub Al Khali.

Salalah oddalone o około 20 km. A nazwa nie ma nic wspólnego ze stolicą Kuby. Hawana znaczy ponoć po arabsku nasza ziemia. Hotel i jedzenie – doskonałe. Jedynym niedosytem mógł być brak czegoś więcej do obejrzenia, poza Salalah, kadzidłowcami (skarb Omanu) i pustynią. A do Muscatu (stolica) aż 1060 km…! Wypoczynek z przyjaciółmi za to był fantastyczny!

Migawki z wędrówek po Polsce

Wiadomym jest, że włóczykije z nas (przy okazji polecam na instagramie #włóczykijeznas🐸) i usiedzieć długo w domu trudno, więc i ten szczególny rok obfitował w mniejsze wyjazdy, przy okazji których oglądaliśmy wiele miejsc w Polsce. Voila! Oto, co polecam (choć większość nie wymaga polecania):

  • Turniej rycerski na zamku w Łęczycy, w lipcu
  • Dobroń, królestwo zwierząt i dyń; oczywiście jesienią
  • Mikołajki, symbol polskiego żeglarstwa i stolicę jezior; w lipcu
  • ukochane i odwiedzane często Wybrzeże Słowińskie ze Smołdzinem, Słupskiem etc. (kilkakrotnie)
Pradawne pnie drzew w tak zwanym Czarnym Lesie, między Smołdzinem a Rowami
  • Kraków z Jarmarkiem Bożonarodzeniowym. Początek grudnia.
  • Kołobrzeg niewidziany od lat; odświeżony w czerwcu
  • Wrocław odwiedzany cyklicznie – w październiku
  • rzekę Zbrzycę na Kaszubach i spływ kajakowy z Leśna do Rolbika – sierpień
  • Sopot na pożegnanie 2022 roku, z nieprawdopodobną temperaturą ok. 13 stopni
Wieczne łabędzie w Sopocie, po prawej stronie molo

Lubię statystyki!

Według statystyk proponowanych mi przez Google (po mojej korekcie) przebyłam w 2022 roku –

45 898 km

To stanowi 1,14 (114 %) obwodu kuli ziemskiej czyli okrążenia dookoła świata!

27 100 km samolotem (najwięcej w grudniu)

17 027 km samochodem (najwięcej w czerwcu)

321 km pieszo (najwięcej w kwietniu)

1450 km transportem publicznym

Postanowień noworocznych, jak co roku, nie robię. Przekornie. Jednak plany podróży -TAK! Przynajmniej części z nich. Oś czasu i koło fortuny losu toczą się naprzód, po grudniu zaraz następuje styczeń, a życie nie znosi pustki. Nie zatrzymuje się, żeby poczekać, co dalej… A marzenia są zawsze!

Prywatnie ten rok potrząsnął mną – odeszła moja Mama, marzec przyniósł mi zawirowanie zdrowotne, ale także urodziła się nasza wnuczka… Radość ustawia się w kolejce losu za smutkiem. Życie!

Dziękuję, że ze mną jesteście kolejny rok!

Dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób wspomagają mnie w podróżach! Najbardziej moim najbliższym.

Jestem także na :

www.facebook.com/Grażynabezobciachu.pl

www.instagram.com/grazyna_bez_obciachu

    Komentarzy - 3

  1. Uwielbiam czytać wszystko, co piszesz! A robisz to po mistrzowsku!

  2. Az nabiera sie ochoty, by wiecej jezdzic i zwiedzac! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *