Night market to specjalność Dalekiego Wschodu. Znajdziecie je w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Nocny targ (lub nocny bazar) pełen jest smakowitych specjałów. Feeria rozmaitości do jedzenia, do patrzenia, do wszystkiego! Jeśli chcesz się napatrzeć na tysiąc rozmaitości i zjeść coś dobrego, a bardzo tajlandzkiego – musisz przyjść na night market!
Noc to pojęcie umowne – targi zaczynają się na dobre rozkładać jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Oprócz artykułów do kupienia typu ubrania, souveniry, „książki-pilniczki-halabardy-świczki” czyli wszystkiego po trochu, znajdziemy na night markecie także rozmaite usługi, z masażami na czele, pedicurem czy fryzjerem.
Dla rasowego Europejczyka, wychowanego w „sanepidowskiej” sterylności, pewien problem stanowi przełamanie tabu – czy tu mogę zjeść? Czy to bezpieczne? Czy to wystarczająco czyste? Czy się nie rozchoruję?
My już dawno temu przerabialiśmy te lęki w Meksyku, gdy Piotr nie mógł do końca zdecydować, czy można zjeść w dużych halach , przy stołach przykrytych ceratą, gdzie panie gotują na widoku publicznym w pękatych garach, a mięso do grillowania leży rozciągnięte na wierzchu. Ja później przezwyciężałam swoje niepewności na Tajwanie – tam poznałam prawdziwe night markety i przekonałam się do jedzenia różności. Przyznam jednak, że przed egzotycznymi wyjazdami uzbrajam się w farmakologię, tak, bym spokojnie mogła jeść i nie bać się każdego kęsa. Mam też raczej strusi żołądek – rzadko daje mi się we znaki. Jednak na pytanie, czy jeść na night markecie w Tajlandii, odpowiem zdecydowanie: JEŚĆ!
Krabi – night market w Ao Nang
Trafiłyśmy tam z Anią w pierwszy wieczór po pierwszym w życiu przylocie do Tajlandii. Świeżynki! Wyszłyśmy poszukać kolacji i ciekawych miejscowych ciuchów, a trafiłyśmy na rozświetlone szaleństwo! Ten night market nie zajmował dużego terenu i nie należał do największych. Obejrzałyśmy stoiska z ubraniami, figurkami, magnesami i zatrzymałyśmy się przy jedzeniu. Działo się! Lady wypełnione były rozmaitymi szaszłyczkami – tak to zdecydowanie wyglądało – zrobionymi z kurczaka, ryby, warzyw, owoców morza (w różnych wersjach).
Był też ryż. Przyciągały uwagę rollsy, takie małe i większe zawijańce z różnym wypełnieniem, smażone bądź na surowo. Znalazłyśmy stoiska z owocami i deserami (najlepszy i najsławniejszy – mango sticky rice), a właśnie owoce najbardziej powalały kolorami. Ślinka ciekła!
Ten night market nie był szczególnie wielki i mało miał zaskakujących smaczków, ale dla nas, jako pierwszy odwiedzony w Tajlandii, wniósł duży powiew tutejszego stylu życia i jedzenia. Chłonęłyśmy wszystko, co dało się pooglądać. No, i trzeba było wybrać, co popróbować! Po oglądactwie zdecydowałyśmy się zamówić w różnych miejscach: Anka – pad thai według obrazka, ja – rollsy pieczone z serem i rybnego szaszłyka (według podglądania straganów i kucharek).
Zaczęłyśmy też naszą przyjaźń z piwem Chang, czasem zamienianym na Singha. W night marketach fajne jest to, że każdy może zamówić na innym stoisku, a stoliki zwykle występują gdzieś w jednym miejscu dla całego targu. Choć z tym bywa różnie. Ceny jedzenia na night markecie zdecydowania zaskakują na plus – jest tanio! Za porcję rozmaitego jedzonka zapłacimy około 100-150 batów, co daje 13-18 zł. Piwo jest już nieco droższe w przeliczeniu (tzn, bardziej zbliżone ceną do polskiego)
Bangkok – Khao San Road
Thanon Khao San to krótka ulica w centrum Bangkoku, Ma wszystkiego około 400 metrów i powstała w końcówce XIX wieku. Wespół z równoległą do niej ulicą Rambuttri stanowią wieczorem rozświetlone, głośne i wibrujące centrum handlu, usług, rozrywki i wszelkiego rodzaju atrakcji. Znajdziecie tam kluby, bary, gabinety masażu (i to jakie wielkie!), pełno mini agencji turystycznych, kantory z dobrym przelicznikiem, a nade wszystko wózki z jedzeniem. Tu się miesza, smaży, gotuje, grilluje!
Dotarłyśmy na Khao San naszym wynajętym busikiem, ale można tam się też dostać komunikacją publiczną (np. autobusem spod Pomnika Wolności). Może to pech, może szczęście, ale tym razem nie byłyśmy głodne – przyjechaliśmy tam bezpośrednio z kolacji w Bayoke Sky Tower, a tam jedzonko było według zasady bufet all inclusive, więc nie było szansy na głód.
Zostało przyglądanie się, podziwianie, fotografowanie i … inne usługi. Tą drogą trafiłyśmy do salonu masażu. Trzeba było w końcu spróbować tajskiej specjalności!. Nigdy jeszcze nie widziałam tak wielkiego salonu masażu (może dlatego, że pierwszy raz przyjechałam do Tajlandii) – na zewnątrz, na chodniku, siedziały rzędy dziewczyn (głównie) masujące stopy, a inne części ciała masowano wewnątrz. Przerób i oferta – powalające!
Zdecydowałam się na rozluźniający masaż pleców neck-back-shoulders za 260 batów. Rewelacja! Przez pół godziny młody pan masował mi przyjemnie plecy. Moje koleżanki poddawały się podobnym zabiegom za zasłonkami.
Na Khao San było trochę szokujących ciekawostek – na przykład sprzedaż podpieczonego (ugrillowanego?) aligatora na kawałki, pieczonych skorpionów na patyczkach, koktajli. Ulica oferuje jeden z najtańszych i najbardziej zróżnicowanych wyborów żywności w Bangkoku. Pooglądamy też zachęcająco tańczące dziewczyny (ponoć transwestyci) przed niektórymi lokalami i wielu oryginałów. A nad tymi wszystkim hucząca muzyka…! Na Khao San panuje wieczna impreza.
Bangkok – Asiatique the Riverfront
To miejsce w Bangkoku odwiedziliśmy następnego wieczoru, głównie dla rewii (kabaret Calypso, czyli show transwestytów). Była fascynująca, ale teraz skupiam się na night marketach, a właśnie w tym dość nowoczesnym i ciekawym miejscu znaleźliśmy też sporą „żarełkownię” na wolnym powietrzu.
Najpierw o samym obiekcie Asiatique the Riverfront. Wstęp tam jest bezpłatny. Asiatique Riverfront znajduje się pomiędzy Soi 74 i Soi 74/ 1, na ulicy Charoen Krung w dzielnicy Bang Kho Laem. Położony jest na wschodnim brzegu rzeki Chao Phraya, na południe od centrum stolicy. Brzeg rzeki (jak sama nazwa sugeruje) stanowi bardzo ładny element kompozycji tego miejsca, a poza tym działa na plus: można tam również przypłynąć łodzią, unikając korków w mieście.
Asiatique jest oazą rozrywki, różnorodnej kuchni i miejscem na zakupy. Sklepy są czynne od 17 do północy. Poza nimi znajdziemy tam wielkie Diabelskie Koło jako punkt widokowy, sporo restauracji i barów, no, i oczywiście NIGHT MARKET! Trochę jednak droższy niż w innych miejscach.
W Bangkoku, poza tymi dwoma opisanymi nocnymi bazarami, funkcjonuje ich znacznie więcej. Możecie, w zależności od miejsca zamieszkania, spróbować dotrzeć na:
Ramkhamhaeng Night Market
Siam Gypsy Junction Market
Suan Lum Night Bazaar
Chang Chui Night Market
Patpong Night Market
Victory Monument Night Market
Indy Market (Pratunam)
Night market w Hua Hin
Kolejnym etapem, a co za tym idzie kolejnym nocnym bazarem, była miejscowość Hua Hin, około 200 km na południe od Bangkoku, nad Zatoką Tajlandzką. Hua Hin to kurort, a jako taki musi mieć night market dla rzesz turystów i swoich mieszkańców (a trzeba wiedzieć, że Tajlandczycy jadają głównie poza domem, mniejsze mieszkania nie mają nawet kuchni!)
W Hua Hin nie zdążyłyśmy już pójść do restauracji, choć był nawet taki zamiar, jedzenie na targu stało się więc koniecznością. Całkiem przyjemną koniecznością, bo wybrałyśmy sobie rybę do grillowania. Była pyszna! Zjadłyśmy ją we dwie, bo był to całkiem solidny kawał ryby.
Chumphon czyli przystanek na południu
Chumphon był już naszym ostatnim przystankiem i noclegiem przed powrotem do Krabi. Wieczór – a więc znów wędrówka, by pooglądać, a potem zdecydować się, co zjeść.
Night market był tu naprawdę spory, zajmował dość długą ulicę. Często oglądaliśmy podjeżdżających na skuterach miejscowych, którzy zabierali na wynos jedzenie. To był znak, że ten sprzedający i gotujący jest wart zwrócenia uwagi. Skusił nas pan z plackami z owocami morza. Najpierw podsmażył garść rozmaitych morskich smakołyków, potem wylał na to ciasto – powstało coś na kształt omletu.
Damnoen Saduak czyli pływający targ oraz o tajskim jedzeniu słów kilka
Zwiedzanie Tajlandii bez Damnoen Saduak, żywego, autentycznego pływającego targu, nie liczy się! To co prawda nie night market, ale pływanie łodziami wśród handlujących również na łodziach jest nie lada przygodą. Do tego część z tych sprzedawców gotuje lub sprzedaje jedzenie.
Najwięcej znajdziemy handlarzy owocami, ale panie mieszające zupę też nie należą do rzadkości. Na okrasę, rzecz jasna, w ofercie milion pamiątek czy macanie węża. Pływający targ (floatting market) rozszerza się również na stacjonarny oraz na bary serwujące tradycyjne tajskie specjały. Też się na takim posilałyśmy. Przemiła pani (ani słowa po angielsku, także w menu, ale od czego są obrazki?) zaserwowała nam pyszne jedzenie i nawet przyniosła piwo z sąsiedniego stoiska.
Co jeść?
Przed wyjazdem sporządziłam sobie taką małą ściągę: co jeść w Tajlandii? Nazwy trudne, a smakołyki mało znane. Oto jej fragmenty.
PAD THAI – smażony makaron z kurczakiem lub z krewetkami, a do tego jajko, tofu, kiełki, orzeszki ziemne, limonka. Można powiedzieć prawie, że dzień bez Pad Thai to dzień stracony!
SATAY – małe szaszłyki z kurczaka, a do tego orzechowy sos (czasem pikantny). Często spotykane jako przekąski z wózków na ulicy.
SPRING ROLLS – mocno zesmażone ciasto naleśnikowe. W środku zwykle warzywa, ser, a obok sos do maczania sajgonek – albo sweet chili albo słodkawy. Idealna przystawka do pochrupania przy piwie lub kolacja!
THAI FISH CAKES – bardzo aromatyczne rybne kotleciki,. są delikatne w konsystencji, a ich smak jest przekonująco tajlandzki. Idealnie smakują z ostrym sosem.
SOM TAM CZYLI GREEN PAPAYA SALAD – sałatka z papai; papaja, pomidor, marchewka, chrupiąca zielona fasola, doprawione sosem z limonki, sosem rybnym, chili. Idealny smak!
TOM KHA GAI – zupa, duża ilość mleczka kokosowego, kurczak i cała masa aromatycznych tajskich dodatków takich jak m.in. trawa cytrynowa, galangal, chili, sos rybny, kaffir, kolendra. Must eat!
MANGO STICKY RICE – deser z mango i ryżem. Prze-pychotka!
TOM YUM KUNG – zupa, pikantna, kwaśna, znów z bardzo dużą ilością ziół i dodatków. najczęściej z krewetkami (kung), ale często do wyboru wersja kurczakiem. Bywa podawana w charakterystycznym, podgrzewanym naczyniu
Jeśli podoba Ci się, co napisałam, jeśli Ci pomogło, zaciekawiło lub choćby wywołało emocje (jakiekolwiek!) – zostaw komentarz. To drobny gest uznania lub wręcz przeciwnie, ale znak, że JESTEŚ! Możesz też polecić mojego bloga przyjaciołom.
Obserwuj moje podróże. Jestem także:
Komentarzy - 7
Ale mi smaku narobiłaś! Wielkie dzięki za ten przewodnik. Teraz będę z niecierpliwością czekać, by sprawdzić wszystko na własnym żołądku. 😘
Warto i trzeba sprawdzać!
Aż ślinka cieknie! 😋
Fakt! Mnie ciekła ponownie przy pisaniu…
Aromatycznie i smacznie. Wybieram satay, a na deser mango. Pozdrawiam.
Mango to hit!
[…] jedzenie i night markety. Im poświęciłam jedyny artykuł, jaki powstał o tajlandzkiej wyprawie Night markety w Tajlandii – jedz i oblizuj się! To naprawdę ciekawe i niezapomniane doświadczenie! Dlaczego reszta nie doczekała się wpisu na […]