Czyli co warto zobaczyć w zachodniej części wyspy?
Oto i jesteśmy na Sardynii! Rok bez Włoch to rok stracony, więc kwiecień – i hop! Czy to dobry czas na Sardynię? Poczytajcie!
- 1. Nora – stanowisko archeologiczne koło Puli
- 2. Spiaggia di Tuerredda
- 3. Porto Pino
- 4. Sant’Antiocco
- 5. Calasetta
- 6. Oristano
- 7. S’Archittu
- 8. Bosa
- 9. Sassari
- 10.Stintino
- 11. Castelsardo
Druga co do wielkości wyspa Morza Śródziemnego. To naprawdę duża wyspa, nie da się więc zobaczyć jej na jeden raz, mam tego świadomość. Trzeba wybierać miejsca i atrakcje, zwłaszcza, że przyjechaliśmy niejako na rozpoznanie – tylko na 4 dni. Potrzebna była nam wiosenna, poświąteczna odskocznia.
Sardynia liczy sobie ponad 24 tysiące km kwadratowych, tylko troszkę mniej od największej wyspy włoskiej, Sycylii. Jest za to niemal 7 razy większa od znanej nam już Majorki i prawie 12 razy większa powierzchniowo od również zaprzyjaźnionej Teneryfy.
Wylądowaliśmy w Cagliari późnym środowym popołudniem. Przed nami były tak naprawdę 3 pełne dni (plus jedno popołudnie/ wieczór) zwiedzania wyspy wynajętym samochodem. Zróbmy z tego trasę wycieczki.
Dzień pierwszy, środa
Wypożyczenie auta poszło stosunkowo łatwo, jego cena była też korzystna (Lancia Ypsilon, 220 zł za 4 dni). Mały, ale na włoskie uliczki to wielka zaleta. Pierwsze zadziwienie nastąpiło szybko – nie ma wbudowanej nawigacji! Po prostu mnie, przyzwyczajonej, że nawigacja w aucie to wyposażenie i standard, nie przyszło do głowy, że trzeba osobno wybrać w formularzu nawigację do samochodu! Ale od czego wujek Google w telefonie? Ruszyliśmy więc szukać w Cagliari naszego mieszkania, które miało być w samym centrum miasta.
Nie było to najłatwiejsze poszukiwanie… Szybko przekonaliśmy się, że amerykańskie mapy Google i wąskie, kręte i pochyłe uliczki centrów włoskich miast (pełne zakazów!) nie idą ze sobą w parze. Ba! wcale się nie lubią i nie współpracują… Za którąś -nastą próbą objechania centrum i dotarcia pod wprowadzony adres i po zagadnięciu kilku przechodniów (nie ma to jak czynnik ludzki!), zostawiliśmy auto na jakimś parkingu i ruszyliśmy z walizką pieszo w kierunku Via Giuseppe Manno. Potem już wszystko poszło dobrze. Mieszkanie było przy deptaku z ruchem wyłącznie pieszym, w starym centrum!
Tego wieczora godnym podkreślenia akcentem była kolacja w niedalekim Osteria del Corso.
Dzień drugi, czwartek
Plany mieliśmy dość obfite, więc z samego rana ruszyliśmy w stronę naszego samochodu przez jeszcze uśpione, pustawe, lekko przymglone Cagliari.
Drogą wyjazdową SS195 zaczęliśmy wyjeżdżać z miasta w kierunku na Pulę. Niesamowite były rozlewiska i zatoczki widoczne z drogi, a w nich – flamingi! W sporych ilościach i dobrze widoczne.
Nora
Po minięciu Puli, flamingi powitały nas też w Nora, przy parkingu stanowiska archeologicznego. Nora była antycznym miastem nad brzegiem morza, założonym przez Fenicjan. Słynie z przepięknych, misternych mozaik i pięknych odcieni marmuru. Później została stolicą rzymskiej prowincji Sardynii.
Jest opinia, że obszar ten wcześniej zasiedlała kultura nuragiczna (o nuragach później). Legenda głosi, że miasto zostało założone przez syna mitologicznego Hermesa.
Wokół antycznego miasta – morze i … morze kwiatów! Cała Sardynia kwitła! W końcu to przecież kwiecień. Zwiedzanie Nory – 8 euro osoba dorosła.
Spiaggia di Tuerredda
Nasza droga, prowadząc za miejscowością Chia, potem Teulada, zrobiła się bardzo ładna i widokowa. Otworzyła się perspektywa na morze, przepięknie turkusowe, dostrzegliśmy z góry zarys nuragi, a dalej piaszczystą plażę. Zjeżdżamy!
Plaża Tuerredda, była jasna i malownicza, przy wejściu obrośnięta kwitnącymi na żółto krzewami. Z lewej strony wejście do wody było skalisto-kamieniste. Sama woda – turkus! Takich jak my, marzycieli, było tu więcej, zalegało kilka kocyków, niektórzy brodzili w wodzie. Dla nas plaża Tuerredda była miejscem na lunch z widokiem, ale latem może stanowić świetne miejsce plażowego relaksu.
Porto Pino
Miasteczko ulokowane na południowo-zachodnim brzegu wyspy do zaoferowania ma to, z czego Sardynia słynie czyli plaże, jedna publiczna i długa prawie na 4 km i kilka mniejszych pochowanych w urokliwych zatoczkach. Szczerze mówiąc, czytając wcześniej, że to kurort, byłam lekko zawiedziona – wokół wiało raczej pustką. Jednak ilość miejsc parkingowych podpowiadała, że może tu być mocno tłoczno w innej porze niż kwiecień.
Długa i malownicza zatoczka dla jachtów, nad nią mostek, a w centrum Porto Pino – wszystko co potrzebne; sklepy, restauracje, apteka. Sukcesem była otwarta całkiem przyjemna knajpka, w której wypiliśmy jakiegoś aperolka.
Sant’Antioco
Sant’Antioco to wyspa, jak również jej główne miasto. Zabawne – będąc na wyspie Sardynii robi się wycieczkę na pod-wyspę u jej brzegu. Na wyspę Sant’Antioco (120 km2) wjeżdża się zbudowaną przez Kartagińczyków groblą. By tu wjechać, nie wysiadamy więc z samochodu. Miasteczko jest ładne i z historią (założone w VIII wieku p. n. e. przez Fenicjan, nie byle co!)
Do centrum wiedzie zacieniona ulica obsadzona platanami, a główny plac otaczają kolorowe domki i kamienice. Okolica słynie z winnic i doskonałej kuchni (tuńczyk, jagnięcina), a mnie zaplusowała świetnymi lodami czekoladowymi cioccolato fondente. Na północy wyspy jest jeszcze jedna warta zobaczenia miejscowość, port Calasetta.
Calasetta
Podbiła mnie! Śliczna, biała, stylowa i nieduża Calasetta wydała mi się jednym z ładniejszych miasteczek (wiosek?) nadmorskich, jakie ostatnio widziałam.
Białe domy, port, wąskie i szersze uliczki, Kościół świętego Maurycego. Morze sprawiało wrażenie, że jest wszędzie – miejscowość leży na cyplu wyspy, rzeczywiście więc uliczki kończyły się w perspektywie urokliwym błękitem morza. Cudo! Wokół trochę szlaków trekkingowych, plaże i możliwość połowu. Chyba mogłyby być fajne wakacje…!
Potem było już tylko Villemassargia, małe miasteczko po drodze, gdzie sprowadził nas mój głód i poszukiwanie kawałka pizzy przed kolacją, nim znajdziemy jakieś fajne jedzenie w Cagliari. A przede wszystkim – nim znajdziemy parking! Znów było poszukiwanie, ale teraz już bardziej świadome – wiedzieliśmy już, w jakiej okolicy mieszkamy i jak tam się z różnych stron dostać.. Udało się!
Dzień trzeci, piątek
Po 2 nocach w Cagliari, spędzonych w pokoju na Via Giuseppe Manno, w pobliżu placu Piazza Yenne i wielu różnych atrakcji (z których tym razem nie było nam dane skorzystać – na Cagliari zabrakło czasu!) wyruszyliśmy na północ. Naszym celem było Sassari, drugie co do wielkości miasto Sardynii, gdzie zarezerwowałam mieszkanie na kolejne 2 noclegi. Planowaliśmy drogę z nastawieniem na zachodnią część wyspy, ale do Oristano prowadziła jedna główna droga, nie kombinowaliśmy więc.
Oristano
Oristano okazało się niemałym, ale całkiem sympatycznym miastem (ponad 30 tys. mieszkańców, stolica prowincji Oristano), gdzie głównym zabytkowym obiektem do obejrzenia miała być wybudowana w 1130 roku Katedra Santa Maria Assunta przy placu Duomo, przebudowana w stylu barokowym, ponoć największa budowla sakralna na Sardynii.
Łatwo do niej trafiliśmy, a wokół katedry nie brak miejsc parkingowych (parkomaty). Katedra to duży obiekt, z charakterystyczną wysoką, ośmioboczną dzwonnicą zwieńczoną kopułą. W środku natomiast zobaczymy kilka pięknych ołtarzy (zaskakujący kolor niebieski we wnętrzu) oraz liczne freski, chrzcielnica.
Tuż obok budowli znajdziemy pokaźne seminarium, spore są tereny należące do świątyni,. W Oristano, kierując się w stronę miasta, znajdziemy jeszcze inne dość okazałe kościoły (santta Chiara, św. Franciszka z Asyżu), a także okazałą średniowieczną, Wieżę świętego Krzysztofa, inaczej Wieżę Mariano II na Placu Rzymskim (Piazza Roma).
Dalej wąskimi uliczkami, pomysłowo ozdobionymi, dojdziemy do starego miasta. Ciekawym miejscem jest również Plac Eleonory d’Arborea, z pomnikiem bohaterki wyspy – Eleanory z Arborei trzymającej w dłoni jeden z pierwszych spisanych Kodeksów ustaw z zakresu prawa cywilnego i karnego w Europie.
W pobliżu Oristano ciekawostką są kwarcowe plaże (Mari Ermi, Spiaggia di Is Arutas i Maimoni), z piaskiem białym, grubszym i jakby lekko szklistym.
S’Archittu
O S’Archittu, małej nadmorskiej wiosce i jej cudach, trudno w ogóle znaleźć jakieś informacje. To niezwykły i rajski zakątek, w którym chciałam zobaczyć Arco (łuk skalny w morzu), a zobaczyłam znacznie więcej. Zaczęło się od prześlicznej plaży w zatoce otoczonej białymi skałami, niszami i grotami. Do tego zjeżdżając, spostrzegliśmy nuraga na wzgórzu nad zatoką. Jeszcze nie wierzyliśmy, że uda się więcej:: namierzaliśmy te niesamowite formacje skalne, o których wcześniej czytałam.
Nuragi to stożkowate wieże wznoszone na Sardynii przez Nuragijczyków Najstarsze pochodzić mogą nawet z XV wieku p.n.e.., a najwyższe z odkrytych wież dochodziły nawet do 20 metrów wysokości. Wieża zbudowana jest z kamieni ułożonych bez użycia zaprawy. Na zewnętrznej powierzchni znajduje się wiele wypustek i małych okien. Nuragi były budowane na wzniesieniach, często powstawały przy nich wioski, które korzystały z nich jako fortyfikacji obronnych. Najsłynniejszy nurag to Su Nuraxi (wpisany na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO), ale jest ich wiele rozrzuconych po całej Sardynii w różnym stanie.
Drogą wzdłuż morza od wioski doprowadzi nas kwitnącymi polami do przedziwnych formacji skalnych oblewanych falami. To właśnie tutaj znajduje się malowniczy łuk skalny Arco di S’Archittu utworzony przez naturę w wysokim na około 15 metrów, nadmorskim, wapiennym klifie.
Dzięki nieustannemu działaniu morza i wiatrów, grota w klifie uległa przeobrażeniu w nadmorski, bardzo malowniczy, kamienny łuk. Robi wrażenie także o zachodzie słońca! Długo można patrzeć na taniec fal i morskiej kipieli wokół skalnego przesmyku.
S’Archittu miało dla nas jeszcze jeden przeogromny plus – otwartą restaurację z widokiem na tańczące morskie fale, gdzie udało nam się smacznie zjeść i napić się wina.
Bosa
Kolorowe miasto na zachodnim brzegu Sardynii, klejnot Sardynii – takimi mianami opatruje się często miasto Bosa (czytaj: Boza). Jedno jest pewne – o Bosa mógłby powstać cały artykuł (pozdrawiam Italia poza szlakiem, także inspiratorkę pomysłu z Sardynią, alicjanasardynii.pl)
Bosa leży wzdłuż brzegów rzeki Temo. Do miasta wjeżdżaliśmy od autostrady, naszym pierwszym zachwytem był więc okazały, kamienny most przez rzekę Temo (najdłuższą rzekę Sardynii). Historyczne centrum miasta, znane jako Sa Costa, to plątanina brukowanych uliczek, pasaży między kamienicami, to ciąg kolorowych budynków oraz górujący nad wszystkim zamek Castello Malaspina, na wzgórzu Serravalle, zbudowany w XIII wieku. Z zamku w Bosie tak naprawdę pozostały jedynie zewnętrzne mury, tworzące trasę widokową z widokiem na całe miasteczko z góry. No, może jeszcze legenda o księciu Malaspina, okrutniku z możnego rodu. Na zamek prowadzi 111 kamiennych schodów otoczonych drzewkami oliwnymi.
W średniowieczu Bosa była pod silnymi wpływami Hiszpanów, którzy długo rządzili Sardynią. Wyspa była także wielokrotnie nękana przez piratów. Stąd język, a zwłaszcza nazwy geograficzne, noszą ślady nie-włoskie, zdają się przypominać język kataloński.
Stare miasto w Bosa pochodzi z około XIII wieku. Są tu ładne, stare domy, często pomalowane na jaskrawe kolory. Dlatego właśnie kolorowe miasto… Te kolory najpiękniej widać z mostu, skąd obejrzymy rzędy wielobarwnych, starych kamienic. Niegdyś dominującym cechem rzemieślniczym było tu garbarstwo.
Dzień czwarty, sobota
Do Sassari dojechaliśmy jeszcze w piątek, bo taki był cel naszej podróży.Najpierw potężna wspinaczka pod górę naszą niezbyt mocną Lancią – uff! Sassari jest położone na solidnym masywie górskim. Nie bez trudu (właścicielka o nas zapomniała) rozlokowaliśmy się w wynajętym na Booking mieszkaniu, również jak w Cagliari, w centrum miasta, przy deptaku Largo Cavalotti. Wieczorny spacer dał nam już zapowiedź tego miasta.
Sassari
Sassari jest drugim co do wielkości miastem Sardynii, walczyło wielokrotnie z Cagliari o palmę pierwszeństwa. Liczy sobie około 125 tys. mieszkańców i jest ośrodkiem akademickim. Ma bardzo bogatą historię – powstało jako schronienie dla ludności wybrzeża przed atakami Saracenów, później należało do Pizy, Genui, Aragończyków (Hiszpanie) i Sabaudczyków (władcy Piemontu). Sassari może poszczycić się nawet statusem wolnego państwa (XIII-XIV w.)
Nie zamierzaliśmy zwiedzać krok po kroku Sassari, ale zawsze uwielbiamy po prostu “połazić” lub jak to mówi mój mąż “zwiedzać z kawiarnianego stolika – miasto płynie przed twoimi oczami, a ty… pijesz kawę!“. Lubimy chodzić po wąskich uliczkach, placykach, kościołach i pasażach, często bez celu i mapy – po prostu wąchać atmosferę miejsca…
Miasto ma niezliczoną ilość kawiarni i knajpek. Niektóre, zwane circoli, to małe lokaliki, a właściwie kółka towarzyskie. Większość z nich (a jest ich ponoć grubo ponad 100) to ukryte miejsca, do których trafisz tylko z miejscowymi, bo są to miejsca, gdzie zatrzymał się czas. Na co dzień są miejscem spotkań na pogawędkę, partyjka w karty czy szklaneczkę wina starszych mieszkańców Sassari.
Paradoksalnie, mimo takiej ilości lokali w centrum Sassari, znaleźć coś na kolację wieczorem w sobotę bez rezerwacji – zapomnij!
Będąc w Sassari trzeba powłóczyć się po labiryncie starych uliczek, zobaczyć Katedrę Świętego Mikołaja (średniowieczna katedra w stylu romańskim z późniejszą barokową fasadą), rzucić okiem na kościół św. Antoniego z charakterystyczną kolumną. Trzeba pospacerować po Piazza d’Italia, głównym rozległym placu miasta, z pięknym pałacem oraz pomnikiem Vittorio Emanuele.
- Sassari nie jest drogim miastem i nie ma tu tłumu turystów – można odetchnąć!
- Będąc na Sardynii w sierpniu, koniecznie weźcie udział w paradzie di candelieri; parada odbywa się w Sassari wieczorem 14 sierpnia i jest najhuczniejszą religijną procesją mieszkańców oraz najbardziej prestiżową religijną imprezą na Sardynii (dziedzictwo UNESCO od 2013 r.). Odbywa się też wtedy festiwal grillowania organizowany przez małe circoli (lokaliki z Sassari)
- Sassari świetnie może służyć za bazę wypadową do miejscówek w północnej Sardynii
- Spróbuj faine alla sassarese! To specjalność regionu, która tylko z pozoru nieco przypomina pizzę. Mąka z ciecierzycy, woda i sól z dodatkiem cebuli, kiełbasy lub grzybów tworzy jeden z najbardziej znanych przysmaków w Sassari. Tym się raczyliśmy na wynos, gdy w sobotę wieczór nie zdołaliśmy się załapać na żadną restaurację…
Stintino i Spiaggia Pelosa
Stintino to niewielka nadmorska miejscowość na północno-zachodnim krańcu Sardynii, niemal na końcu wydłużonego, sięgającego na północ półwyspu o tej samej nazwie.
Przyjechaliśmy w okolice Stintino z Sassari i najpierw skierowaliśmy się na osławioną plaże La Pelosa. Był kwiecień, więc większość rzeczy, które czytałam o tym miejscu nie miały zastosowania (na przykład, że tłoczno, że na plażę wpuszczana jest tylko określona ilość osób za wykupionymi opaskami, a leżakować można na macie lub materacu pod ręcznikiem). Aktualne natomiast były; zniewalający turkus wody i biel miałkiego piasku oraz widok na skały i Torre Falcone. Dla tych widoków warto było tu przyjechać i poupajać się spacerując. Nam natomiast tak zanadto ciepło nie było, bo sobota była naszym najchłodniejszym dniem, zwłaszcza rankiem (kurtki!)
Samo Stintino (jaka ładna nazwa!) to sympatyczne miasteczko, ale bez szczególnych niezwykłości turystycznych. Spora marina, kościół, knajpki… W drodze ze Stintino zatrzymaliśmy się na jedzenie w restauracji przy drodze Sa Pintadera i ruszyliśmy do Castelsardo.
Castelsardo
Castelsardo to niewielkie miasteczko w północnej Sardynii, w którym znajdziesz średniowieczny zamek oraz stare miasto, pełniące dawniej funkcję podzamcza. To taka sucha definicja, coby nakreślić temat. Inne informacje mogą być bardziej opisowe i natchnione: jedno z najbardziej malowniczych i widokowych miast Sardynii, kolorowe miasto na wzgórzu…
Ponieważ nadjechaliśmy drogą od strony Stintino, najpierw zapatrzyliśmy się na panoramę Castelsardo od strony morza. Wymagało to specjalnego postoju, bo naprawdę było na co popatrzeć – wysoka skarpa nad morzem, na której przysiadło mnóstwo kolorowych domków, a nad wszystkim górował kontur zamku. Zostawiwszy samochód na jednym z niższych parkingów, ruszyliśmy w kierunku Cattedrale di Sant’Antonio Abate, czyli do katedry św. Antoniego Pustelnika z XV wieku. Majestatycznie “wisi” ona na wysokiej skarpie nad morzem, a prowadzą do niej wąskie, strome uliczki. Obok niej – dzwonnica, przykryta majolikowym dachem Inny ważny punkt w Castelsardo to Zamek Castello dei Doria, w którym znajduje się muzeum. W centrum Castelsardo znajdziemy głównie malownicze, kolorowe domy. Warto zainteresować się festynami i świętami w tej miejscowości, na przykład Lumissanti w poniedziałek wielkanocny czy huczny letni karnawał Carnevale Estivo di Castelsardo.
W pobliżu Castelsardo znajdziecie bardzo fotogeniczną Skałę Słonia Roccia dell’Elefante, imponujących rozmiarów blok trachitowej skały w kształcie słonia, wyrzeźbiony przez wiatr. Do poszukania – przy krętej drodze na południe od miasteczka (my, niestety, tam nie dotarliśmy).
Dzień piąty, niedziela
Wszystko, co piękne, szybko się kończy. Niedzielny poranek więc spędziliśmy na ogarnianiu powrotu i drodze powrotnej do Cagliari, by około godziny 13 oddać auto na lotnisku i frrruuuu! do domu.
Sardyńskie zaciekawienia i smaczki na koniec
- Piękna ta Sardynia, nawet i w kwietniu (a może szczególnie? Te kwiaty… Ten luz w nadmorskich miejscowościach…). Jednak trzeba pamiętać, że Włochy to nie Afryka i może się zdarzyć bardzo różna pogoda, zwłaszcza rankiem i wieczorem. A Włosi nie mają za bardzo w zwyczaju grzać mieszkań tudzież dawać ciepłych kołderek. Dobrze, że często klimatyzację da się ustawić w funkcję grzania!
- Na Sardynii w wielu restauracjach / knajpkach nie zjesz pizzy w południe; często serwuje się ją tylko wieczorem. Tym oto sposobem doszło do takiego ewenementu – nie zjedliśmy pizzy w czasie tego pobytu!
- Lody – gelato artiggianale – zawsze i wszędzie (chyba) pyszne
- Parkując auto trzeba pamiętać, że we Włoszech znaczek ze skrzyżowanymi młotami oznacza dzień roboczy, ale również SOBOTĘ! Niestety, to nas kosztowało…
- Sardynia poleca się na kolejne wyjazdy – con piacere… Jest dużo jeszcze do zobaczenia, poczynając od Cagliari i Alghero.
Jeśli podoba Ci się, co napisałam, jeśli Ci pomogło, zaciekawiło lub choćby wywołało emocje (jakiekolwiek!) – zostaw komentarz. To drobny gest uznania lub wręcz przeciwnie, ale znak, że JESTEŚ! Możesz też polecić mojego bloga przyjaciołom.
Obserwuj moje podróże. Jestem także:
Komentarzy - 9
Znowu Grażynko pięknie, interesująco, ciekawie …
Oby tak dalej!
Proszę o więcej !
Małgorzata
Dziękuję! Uwielbiam, jak czytacie…
Byłam na Sardynii i chętnie zwiedziłam jeszcze raz.Pozdrawiam i dziękuję
Ja też chętnie odwiedziłabym jeszcze raz, serio! Dochodzę do wniosku, że dużo tam jeszcze jest do zobaczenia, to duża wyspa!
Czytam i się zachwycam! I bardzo chciałabym tam być! Tak barwnie piszesz, że prawie czuję smak potraw i zapach morza! Czekam na więcej artykułów!
Jak zwykle piękne zdjęcia. Dużo urokliwych miejsc, wąskich i klimatycznych uliczek, cudowna przyroda. Słowem, Sardynia zachwyca! Gratuluję świetnego artykułu.
[…] wszystko dość konkretnie w artykule Powitanie z Sardynią. Już dziś wiem, że było to faktycznie powitanie, bo Sardynia znalazła się także w naszych […]
Również wybieram się w kwietniu. Super cenne informacje. Dziękuję!
Piękny miesiąc na powitanie z Sardynią – wszystko kwitnie!