W podróży

Boskie Buenos i obrazki z Argentyny

Buenos Aires... To zawsze była jedna z tych nazw geograficznych, które wywołują u mnie dreszczyk ciekawości i pragnienie zobaczenia, co się pod tą nazwą kryje.

Do Buenos udało nam się wybrać wtedy, gdy nad Europą coraz cięższą chmurą wisiał koronawirus. No, ale cóż, wiadomo, że takie podróże planuje się długie miesiące wcześniej. Wszystko więc było zaklepane i – choć z pewnym lękiem – ruszyliśmy! W Warszawie na lotnisku było dużo luźniej, niż zwykle, ale już w Paryżu na CDG – normalnie. Za to we wszystkich lotniskowych sklepiczkach wypatrzyłam całe mnóstwo tego, czego już u nas wtedy brakowało: żeli odkażających do rąk i wszelkiej maści sprayów do dezynfekcji. Nabyłam dodatkowy, a co!

W Paryżu wypiliśmy jeszcze zapowiadanego szampana – w końcu przylatując tam odbyłam właśnie swój setny lot!

Po długim locie, najdłuższym z dotychczas odbytych (14 godzin), wylądowaliśmy na lotnisku Buenos Aires-Ezeiza Ministro Pistarini w stolicy Argentyny. Wypełniamy ankiety, że jesteśmy zdrowi i nie mamy wirusowych przypadłości. Oczekiwanie na bagaż okazało się brzemienne w skutki. Po raz pierwszy moja walizka, ba! walizki 8 osób z 14 w naszej grupie nie pojawiły się na taśmie. Zaczepiony przez nas młody człowiek, uciekający ze stoiska reklamacji bagażu, po rzuceniu okiem do systemu, rzucił: In Paris! Nie wierzę! Stoję tu w tym ciepełku i nie przebiorę się w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin, póki walizki kolejnym samolotem nie dotrą do Argentyny! Jest niedziela, nawet trudno będzie coś kupić za to ich mini-odszkodowanie za spóźniony bagaż! Cóż… po dokonaniu formalności, które zawsze są długie, powolne i upierdliwe, a w południowoamerykańskim wydaniu to już styl życia, ruszyliśmy do hotelu. Hotel 474 na ulicy San Martin 474 okazał się przyjaznym, przyzwoitym locum w centrum miasta. Buenos dias, Argentina!

Plaza de Mayo i Casa Rosada czyli “Don’t cry for me, Argentina!”

Casa Rosada ze strony przeciwnej niż Plaza de Mayo

Plac, który moglibyśmy nazwać “Majowym”, to ogromny kawałek historii tego miasta. Różne okresy w dziejach Argentyny odbiły tu swoje piętno. Jego nazwa pochodzi od wydarzeń rewolucji majowej 25 maja 1810, w wyniku których Argentyna odzyskała niepodległość i wyzwoliła się od hiszpańskich kolonizatorów. Nim jednak do tego doszło…

Osadę u ujścia rzeki La Plata założył w 1536 roku Pedro Mendoza i wówczas otrzymała ona nazwę Nuestra Seniora Santa Maria de Buen Aire (to Buen Aire, później Buenos Aires znaczy Dobre Wiatry lub Dobre Powietrze). Sam plac (obecnie de Mayo) ufundował w 1580 roku powtórny założyciel miasta, konkwistador Juan de Garay. Miejsce to nosiło wówczas nazwę Plaza de Fuerto (Plac Forteczny). Indianie Queradi, rdzenni mieszkańcy tych ziem, niełatwo dali się skolonializować i popłynęło wiele krwi, nim hiszpańscy kolonialiści zdołali zająć i zewangelizować te tereny.

Widok przez Plaza de Mayo na Casa Rosada od frontu

Na środku placu znajdziemy Piramidę Majową, 19-metrową kolumnę z personifikacją wolności na szczycie. Stoi ona na wprost Casa Rosada i została ufundowana w pierwszą rocznicę wydarzeń majowych 1810 roku.

Za nią Różowy Pałac czyli Casa Rosada, rozległy budynek w kolorze różowo-ceglastym (dość osobliwym, ale tradycja utrzymała go przez wieki). To pałac prezydencki, który w części powstał na murach dawnej fortecy. Jedno z jego dzisiejszych skrzydeł było niegdyś pocztą, ale gdy na przełomie wieków XIX i XX pałac prezydencki stał się zbyt skromny, poddano go przebudowie i połączeniu z pocztą. Środkowy łuk stał się elementem scalającym. Pałac zyskał całkiem spójny styl neoklasycystyczny. Do historii (a może do legendy) przeszedł jako miejsce, z którego przemawiała do ludu Eva Peron.

To legendarny balkon, z którego przemawiała Eva Peron
W głębi, po prawo – fronton katedry, na chodniku widać symbole białych chust

Na Plaza de Mayo dostrzeżemy też fronton katedry, Catedral Metropolitana, choć nie wygląda ona w sposób oczywisty na kościół. Przypomina raczej świątynię grecką (lub paryski Panteon), z dwunastoma kolumnami z przodu, za to bez wieży czy dzwonnicy. Obecny budynek katedry pochodzi z 1791 roku, choć w tym miejscu kościół istniał już od czasów Juana de Garay. Ścisły związek z tym kościołem miał obecny papież Franciszek, dawny arcybiskup Argentyny.

Catedral Metropolitana wieczorem

Na kościół natomiast wygląda (choć nim nie jest) usytuowany na sąsiedniej ścianie placu Cabildo, dawna siedziba Rady Miasta – czyli budynek urzędu. Jest biały, dwukondygnacyjny, z łukami oraz wieżą. To typowy obiekt w stylu kolonialnym, pochodzący z połowy XVIII wieku. Dzisiaj znajduje się w nim muzeum.

Cabildo, dawny urząd, dziś muzeum miejskie

Na chodnikach i płytach placu być może znajdziemy namalowane białe chusty. To pamiątka tak zwanych Matek z Plaza de Mayo, kobiet, które zbierają się tu w białych chustach co czwartek od ponad 30 lat w niemym proteście. Nie mogą pogodzić się ze śmiercią w wyniku porwań i zaginięć swoich synów czy bliskich w latach 70., podczas działań wojskowej dyktatury i “brudnej wojny”.

My odwiedziliśmy Plaza de Maio 8 marca. Plac tętnił manifestacjami kobiet i rozbrzmiewał okrzykami przeciw przemocy wobec nich.

A odrobinę dalej rozciągał się niedzielny jarmark…

La Boca, Caminito, Maradona i papież

Znaleźliśmy się nagle w środku miliona barw i setek turystów. Kolorowe domki, z których każdy element pomalowano na inny kolor i każdy fragment daszku zrobiono z innego materiału. Do tego na balkonikach i pod sklepami wykwitły naturalnej wielkości sylwetki głównych produktów eksportowych Argentyny: papieża Franciszka i Diego Maradony. Dzielnica La Boca. Z knajpek oferujących parillade (czyli grillowane wszystko) buchał grillowy dym. Wpadliśmy na sambujące w rytm muzyki dziewczyny i kobiety, chyba jeszcze jedna manifestacja przy Dniu Kobiet. Od razu się zgubiłam! Na szczęście na chwilę.

Uliczka Caminito, ponoć najsłynniejsza na La Boca

Potem razem ruszyliśmy buszować wśród kolorowych domów i podwórek. Szukając czegoś do przekąszenia, znaleźliśmy mały bar z empanadas (pieczonymi pierożkami z farszem mięsnym, warzywnym, z serem – do wyboru) oraz z dużym, otyłym i dobrotliwym szefem. Miejsce z gatunku “my-tu-jesteśmy-dla-siebie-a-jak-przyjdzie-klient-to-dobrze”. Tam przekonałam się doświadczalnie, że La Boca to w tradycji dzielnica z dużą ilością Włochów, bo próbując pana prosić o szklanki, wyartykułowałam to przypadkiem po włosku, a pan od pierożków zaraz się ożywił i zareagował.

Ten dom to prawie o artyzm się ociera…

La Boca jest dawną dzielnicą portową, której mieszkańcy zatrudnieni w XIX wieku w porcie jako robotnicy klecili swoje domki z tego, co im zbywało przy rozładunku statków: tektura falista, blacha, eternit. Było wśród nich wielu imigrantów (m.in. z Włoch). Malowali też tym, co zostało. Stąd te bajeczne kolory. W okolicy znajduje się siedziba jednego z najpopularniejszych klubów sportowych Argentyny – Boca Juniors, a także stadion La Bombonera. Caminito jest jedną z głównych uliczek w dzielnicy. Dzisiaj w La Boca są głównie knajpki, możemy zobaczyć pary kręcące się w tangu, dziesiątki sklepów z souvenirami, artyści z różnego rodzaju dziełami (np. sztuczne psy, metaloplastyka, obrazy), dawny basen portowy, kolory, kolory i jeszcze raz kolory…

Recoleta – monumentalne miasto umarłych

Recoletę trzeba zobaczyć. To więcej niż cmentarz, to miasto z eleganckimi uliczkami i imponującymi budowlami kryjącymi groby. Style, w jakich zostały wykonane mauzolea to neoklasycyzm, art deco i secesja, co stworzyło cmentarz prawdziwie unikatowy. W 2013 roku CNN zaliczyło go do dziesięciu najpiękniejszych na świecie. Cmentarz założono w 1822 roku jako pierwszy cmentarz publiczny w Buenos Aires. Dziś ponoć ceny nagrobków, a właściwie miejsc na Recoletcie idą w grube dziesiątki tysięcy dolarów, a i tak są niedostępne. Spoczywają tam znani Argentyńczycy, a między nimi, w grobowcu rodzinnym, Eva Peron z domu Duarte. To jej grób jest zwykle celem wycieczek i spacerów zwiedzających.

Nagrobkowe “pałace” na cmentarzu Recoleta
Niepozorny w porównaniu do innych grób rodzinny Evy Duarte, później Peron

Café Tortoni

Do Cafe Tortoni często ustawiają się kolejki, by wejść i zająć stolik

– Do Cafe Tortoni trzeba zajść, choć na chwilę, bo to żywa historia – twierdził nasz przewodnik. Zaszliśmy więc, by odpocząć po wyprawie promem do Urugwaju (przez zatokę La Plata). Jest to kawiarnia z ogromną listą znanych osób, które tam przez lata pijały kawę. Miejsce z tradycją i klimatem przy Avenida de Mayo 825, założone w 1858 roku przez emigranta z Francji, niejakiego Touen. W lokalu panuje styl i atmosfera fin de siecle’u, kelnerzy też są jakby z innej epoki. Rozbawił nas bardzo nasz kelner, powtarzający z celowym zaśpiewem Sii-ii. (Sprawiał wrażenie specyficzne, ale liczył bez pudła w pamięci i w niczym się nie pomylił!). W kawiarni bywał Witold Gombrowicz, ale niestety, nie ma po nim żadnego śladu. Chyba nie został zaliczony do osobistości, którymi warto się chwalić. Trochę szkoda. Oprócz niego przesiadywało tu wiele sław: Albert Einstein, Federico Garcia Llorca, politycy i celebryci. My też!

Pieniądze

Argentyńskie peso to dość niestabilny pieniądz. Gdy przyjechaliśmy, oficjalny przelicznik wynosił 1 USD = 58 ARS, ale myśmy wymienili korzystniej, bo 1 USD za 70 ARS (tak nam zaproponowano…). Zaobserwowane ceny: obiad dla 2 osób w restauracji z wołowiną i lampką wina – 2000 peso, sandałki skórzane na wyprzedaży – 1300 peso, T-shirt – 500-900 peso, magnesik – 50-100 peso, woda 1,5 l – 65-85 peso, Cola 2l – 130 peso. W lokalach można często płacić dolarami.

Ciekawostki i detale Buenos Aires

  • W Buenos Aires znajduje się ponoć najszersza ulica świata, Avenido de 9 Julio, której nazwa upamiętnia ogłoszenie niepodległości Zjednoczonych Prowincji La Platy w dniu 9 lipca 1816. Ma w najszerszym miejscu 9 pasów ruchu w każdą stronę, 140 metrów szerokości! W miejscu, gdzie krzyżuje się z Avenida Corrientes, stoi dumny El Obelisco (67 m), przypominający trochę Luxor
  • W parku, który właściwie jest placem, Plaza de las Naciones Unidas, znajdziemy niezwykły “pomnik” – ogromny metalowy kwiat, Floralis Generica. Kwiat zamyka się wieczorem, by rozłożyć swe płatki w dzień.
  • Puerto Madero to pięknie zrewitalizowana dzielnica wokół dawnego basenu portowego. Stare budynki magazynów przekształciły się w modne i drogie studia, lofty i apartamenty. Uwagę zwraca tam most Puente de la Mujer (Most Kobiet)
Fragment Puerto Madero – dzielnicy powstałej po dawnym porcie w centru Buenos Aires
  • W centrum Buenos Aires, między Florida Street a Cordoba Avenue, znajdziemy miejsce, które powinni obejrzeć nie tylko amatorzy markowych zakupów, lecz również miłośnicy sztuki – Galerias Pacifico. To dawne argentyńskie Muzeum Sztuk Pięknych, z niezwykłymi wnętrzami, zamknięte od 1944 roku, które w 1992 roku zostało przekształcone w galerię handlową
Galerias Pacifico w środku. Ekskluzywne zakupy, to i ekskluzywne wnętrza!
  • Palacio Tango, w którym działa Teatro Astor Piazzola jest wspaniałym miejscem na kolację z przeżyciem artystycznym w klimacie Argentyny – tangiem! Tangiem na scenie (doskonały spektakl i stylowe wnętrze w stylu art nouveau) i tangiem, którego tancerze próbują przed kolacją uczyć nieco opornych gości. Palacio znajduje się w pasażu Galerii Guemes przy Florida 165. Miejsce jest eleganckie, ale warto to przeżyć – dla doskonałej kolacji z grubym na 2 palce argentyńskim stekiem i winem Malbec oraz dla tango-show na scenie w doskonałym wydaniu. Koszt kolacji z blisko 1,5 godzinnym pokazem to ponad 80 USD przy rezerwacji on-line. Warto!
  • Smakołyki i smaczki. Wiadomo, że w Argentynie je się wołowinę. Przede wszystkim tutaj. Zostaliśmy przeszkoleni, co do do sposobu wysmażenia steków oraz tego, co można zamówić w knajpie. A można zamówić np. bife de chorizo (ang. sirloin), bife de costilla (ang. T-bone), bife de lomo (ang. tenderloin), ojo de bife (ang. rib eye). Przyznam szczerze, że jako średni mięsożerca i raczej słaby znawca części wołu, nie potrafię tego określić po polsku (z wyjątkiem lomo – polędwica!) Bardzo ważne jest też, jak mięso zostanie wysmażone. Tak więc, w kolejności od najmocniej wysmażonego: bien hecho (przesmażony), a punto (medium, średnio wysmażony), jugoso (dosłownie soczysty czyli raczej krwisty, ale od góry i dołu usmażony) oraz vuelta y vuelta (odradzany niewtajemniczonym, ponoć wręcz surowy). Z zupełnie innej półki smaków muszę wspomnieć o dulce de leche – czyli kremie karmelowo-mlecznym, argentyńskiej specjalności, niezwykle słodkim, używanym do ciasteczek i deserów.

Estancia Don Silvano czyli na argentyńskiej farmie

W poniedziałkowy ranek nasz grafik przewidywał wyjazd poza Buenos Aires, na położoną o ponad 150 km na zachód argentyńską farmę.

Estancia Don Silvano (usytuowana w Capilla del Senor) powitała nas po godzinie 11 toastem wzniesionym winem malbec i przekąską w postaci empanadas, Ciepło, luźno, rozrywkowo! Duży teren, stare zabudowania, trochę kolekcji staroci, konie. Jako pierwszą atrakcję zaproponowano nam przejażdżkę konno. Ci, którzy się na nią zdecydowali, wyruszyli na całkiem poważną trasę. Mój kasztan na szczęście był w miarę zrównoważony i dałam radę, ale koń Magdy co moment robił dywersję i oddalał się skubać zielsko. Pozostali wsiedli na bryczkę. Jeszcze przed obiadem wysłuchaliśmy przydługiego wykładu na temat yerba mate i obejrzeliśmy ciekawie urządzony miejscowy hotelik w stylu rustykalnym.

Moje próby hippiczne. Wytrwałam!
Korytarz hoteliku na farmie Don Silvano

Obiad trwał długo i był wesoły. Jadalnia mieściła chyba ze 200 osób. Jedzenie to grillowane mięso z dodatkami, ale nie było najsmaczniejsze i nieco twarde, zwłaszcza żeberka. Za to wina było dużo, śpiewy i tańce na scenie – porywające, więc nastąpiła znaczna integracja grupy. Główny śpiewak stanął na wysokości zadania i dla każdej nacji ( ze zgromadzonych na sali) potrafił znaleźć i zaintonować jakąś zrywną pioseneczkę. Przy “Szła dzieweczka…” byliśmy w siódmym niebie! Po obiedzie kibicowaliśmy miejscowym gauchos w popisach na koniach. Zabawnie było. A tak naprawdę, chyba wolałabym ten czas spędzić w Buenos…

Kolejnego dnia, liniami Aerolineas Argentinas, wylecieliśmy do Possadas, by potem wjechać do Paragwaju. A do Argentyny wróciliśmy jeszcze obejrzeć jedne z najpiękniejszych wodospadów świata, Iguazu. Ale o tym osobno…

Tancerze przed knajpką w La Boca. Dodają klimatu, ale do tych z Palacio im trochę brakowało…

    Komentarzy - 9

  1. Czekam na następny rozdział, czytałam z dużą prztjemnością. Pozdrawiam😊

    1. Czekam na następny rozdział, czytałam z dużą przyjemnością. Pozdrawiam😊

    1. Będzie, będzie, spokojnie! Pozdrawiam serdecznie i miło mi, jeśli się choć ciut podoba i wracacie, by czytać 🙂

  2. Kolejny ciekawy artykuł. Mnie szczególnie zainteresowały odniesienia do historii, jak napisałaś, również związanej z papieżem Franciszkiem. Wczoraj obejrzałam film “Dwóch papieży”, polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *