W podróży

Quito – stolica wysoko postawiona

czyli wrażenia z Ekwadoru

Wylądowałyśmy w Quito, stolicy Ekwadoru, mieście położonym w pobliżu równika i na bardzo dużej wysokości nad poziomem morza (grubo powyżej szczytów Tatr!), pewnego listopadowego popołudnia, po ponad 11 godzinach lotu. Zmęczone więc i z pewnym zawrotem głowy. Ja zaś z niepewnością (pesel!) jak mój organizm upora się z warunkami, w których nigdy jeszcze nie był, czyli na tak sporej wysokości. Jestem z natury swej człowiekiem nizinnym!

O Ekwadorze słów kilka

Sama nazwa tego egzotycznego dla nas kraju jest wymowna – Ecuador (tak brzmi w oryginale po hiszpańsku, a to kraj hiszpańskojęzyczny) oznacza równik. Ekwadorczycy niezwykle ten równik celebrują, jak mało który kraj. Utworzyli nawet na peryferiach Quito Mitad del Mundo, czyli muzeum równika, połączone z muzeum historii Ekwadoru.

Ekwador leży w północno-zachodniej części kontynentu południowoamerykańskiego, nad Oceanem Spokojnym. Ma tylko dwoje sąsiadów – Kolumbię i Peru. To kraj nieco tylko mniejszy od Polski (ma 283 tys km2), za to liczący o ponad połowę mniej ludności, bo ponad 17 milionów. Jego największe miasto to trudne do wymówienia i zapamiętania (przynajmniej dla mnie początkowo) Guayaquil. Quito zaś, stolica kraju, jest drugą co do wielkości aglomeracją, liczącą około miliona mieszkańców i położoną – jak mówią – między siedmioma andyjskimi wulkanami, na wysokości 2700-2850 m n.p.m. Najwyższy z wulkanów to Pichincha, który dał nazwę całej prowincji.

Widok na Quito “zza siedmiu wulkanów”… No, może nie zza siedmiu od razu, ale z wędrówki na Pichincha (autor – Weronika)

Ekwador ma trzy główne krainy geograficzne, czwartą jest Galapagos. W kontynentalnej części na zachodzie, nad oceanem leży Costa (czyli dosłownie wybrzeże), na wschodzie Oriente czyli Amazonia, a w części centralnej – Sierra czyli najbardziej górzyste tereny. Czy wiecie, że to kraj z 65 wulkanami, z których część jest aktywna sejsmicznie? Ludność Ekwadoru jest mieszana, w większości pochodzenia indiańsko-europejskiego.

Od tysiącleci tereny dzisiejszego Ekwadoru były zamieszkane przez plemiona indiańskie, później ziemie te włączone zostały w terytoria państwa Inków. Od wieku XVI, jak cała Ameryka Południowa, były najeżdżane przez hiszpańskich konkwistadorów, zwłaszcza Francisco Pizarra. Podboje hiszpańskie wraz z przymusowym nawracaniem na katolicyzm oraz niewolniczym przymusem pracy na roli i w kopalniach trwały do końca wieku XVIII. Wtedy to rozpoczęły się liczne powstania Indian i to one dały zalążek starciu w 1822 roku (hiszpańscy rojaliści kontra ekwadorscy powstańcy), zwanym bitwą pod Pichinchą. Teraz w Ekwadorze rozpoczęły się już właśnie obchody 200-lecia tego wydarzenia, widoczne na wielu plakatach i bilboardach. Wiek XX był dla Ekwadoru okresem zmagań o roponośne tereny w Amazonii, które utracił na rzecz Peru, a także opowiedzeniem się po stronie aliantów w roku 1942. Początek wieku XXI jest zmaganiem się z długiem zagranicznym, który tutejszy prezydent uznał za bezprawny.

Flaga Ekwadoru

Aktualnie walutą Ekwadoru jest dolar amerykański (bardzo wygodne!). Przyjeżdżając, trzeba przygotować się jednak na to, by mieć jak najdrobniejsze nominały. Wyjęcie banknotu 50 czy 100-dolarowego to konsternacja i możliwość, że nie zostaniemy obsłużeni. Bankomaty też wypłacają naraz tylko do 100 dolarów. Ceny w Ekwadorze, pomijając drogie hotele i restauracje dla turystów, są też – odpowiednio do nominałów – niewysokie. Przygotujcie się jednak na problemy z płatnością kartami: przyjmują nie wszędzie, mocno niechętnie i z narzuceniem marży 5%, 8% lub więcej. I nie wiem, od czego to zależy.

Kawa, odmiany loja, a więc naprawdę niezła. Jeden z głównych towarów eksportowych Ekwadoru

Dla nas – w naszych wyobrażeniach i skojarzeniach – Ekwador to: banany, kakao i czekolada, kawa, kwiaty i rośliny ozdobne cięte i doniczkowe (wiedzielibyście to o kwiatkach? Bo ja nie!). Koniecznie spróbuj ekwadorskiej czekolady i kawy, nawet w Polsce!

Co zobaczyć w Quito i okolicy?

1.Stare centrum Quito to największe historyczne centrum w Ameryce Południowej, od 1978 widniejące na liście światowego dziedzictwa UNESCO

El Panecillo. Taką nazwę nosi górujące nad starym centrum miasta wzgórze, zwieńczone figurą skrzydlatej Madonny. Ta 45-metrowa statua Maryi Dziewicy jest niczym słynna figura Chrystusa w Rio (lub w Świebodzinie) – zewsząd ją widać i stanowi prawdziwy symbol. Można ponoć zwiedzić ją także “od środka” i oglądać panoramę z tarasu widokowego.

Dziewica z Quito. Skrzydła i łańcuchy.

La Virgen de Quito jest usytuowana w dość niebezpiecznej dzielnicy i wielu twierdzi, że prawdziwym wyzwaniem jest wspiąć się na wzgórze pod figurę i wrócić bez strat. Z perspektywy trochę żałuję, że uległyśmy tym opiniom i podziwiałyśmy Dziewicę tylko z pewnego oddalenia. Jednak położenie Quito na tak znacznej wysokości powodowało u mnie naprawdę sporą męczliwość i zadyszkę (może to namiastka choroby wysokościowej?), wspinaczkę więc wyeliminowałam.

Wzgórze El Panecillo widziane z perspektywy ulicy, przy której znajdował się nasz hotel

Bazylika del Voto Nacional. To największy i najbardziej imponujący kościół w mieście, który rzeczywiście zrobił na mnie wrażenie. Dodatkowo zbudowano go na wzniesieniu, a podejście do świątyni z dołu, potęguje jeszcze jej wielkość. Była to ponadto pierwsza zabytkowa budowla, którą obejrzałam w Ekwadorze, na wieczornym spacerze tuż po przylocie, jako że leżała w pobliżu naszego hotelu.

Bazylika widziana ze sporej odległości, o poranku, z górami w tle

Ogromna szara bazylika jest największą neogotycką świątynią w obu Amerykach. Ma dwie okazałe zdobione wieże (można wejść na jedną z nich) i duży dziedziniec. Powstała na początku wieku XX, a w 1986 została wyświęcona jako bazylika przez papieża Jana Pawła II. Wstęp do środka jest odpłatny (2$)

Plaza Grande zwany też Plaza de la Independencia. Główny plac starego miasta w Quito, powiedzielibyśmy – rynek. Od Bazyliki del Voto Nacional dzieli go jakieś 500 metrów. Na placu jest wszystko – takie odniosłam wrażenie: 4 okazałe fontanny w czterech rogach, soczysty trawnik, palmy i inne ciekawe drzewa, pomnik bohaterów z sierpnia 1809 na środku, a dla ubarwienia mnóstwo ławek oblepionych głównie przez zajętych rozmową miejscowych. Generalnie – tłoczno i ruchliwie!

Plaza Grande w całej swej rozmaitości
Stanowisko czyścibuta z widokiem na Pałac Prezydencki (Palacio de Gobierno)

Do tego pod arkadami w najlepsze pracują na swych stanowiskach czyścibuty. Wokół placu zobaczymy Ratusz, Palacio de Gobierno (Pałac Prezydenta, przy którym w poniedziałki o godzinie 11 odbywa się uroczysta zmiana warty), Katedrę – Catedral Metropolitana. Na Plaza Grande koniecznie trzeba usiąść w którejś z kawiarń i spokojnie wypić kawę, wczuwając się w atmosferę tego miejsca.

Katedra w Quito pochodzi z XVI wieku; jest pomalowana na biało, z jedną dzwonnicą

Iglesia de la Compania de Jesus czyli Kościół Jezuitów. Znajdujący się przy jednej z ulic (ulica Garcia Moreno) odchodzących od Plaza Grande kościół, swą fasadą skromnie wpasowany w zabudowę ulicy, nie zrobił na mnie z początku wielkiego wrażenia. Niesłusznie! Zbudowany ze skał wulkanicznych kościół jest jednym z najważniejszych przedstawicieli architektury baroku.

Weszłyśmy do środka, gdzie zdziwił nas płatny aż 5 $ wstęp (dużo jak na Ekwador). Jednak wnętrze, które ujrzałyśmy za chwilę tłumaczyło wszystko, bo wywołało efekt WOW! (Podobnie niesamowite efekty w kościołach przeżyłam 2 razy – w Puebli w Meksyku i w Salvador de Bahia w Brazylii). Ściany były skąpane w złocie i misternych zdobieniach. Kościół powstał w pierwszej połowie XVI wieku – został wzniesiony przez Jezuitów w czasach konkwisty. Jest pełen skarbów sztuki sakralnej.

Misterne złote zdobienia na wszystkich ścianach Kościoła Jezuitów

Iglesia de San Francisco i Plaza de San Francisco. Kościół i klasztor z XVI wieku, biały rozległy budynek z górami w tle, znajduje się przy dużym placu o tej samej nazwie. W środku jest bogato zdobiony.

Rozległy plac przed kościołem i klasztorem Św. Franciszka (San Francisco)
Na Plaza San Francisco, na wprost klasztoru, znalazłyśmy bardzo fajny lokalik. Bistro, kawiarnia – coś w tym stylu – Baguette.W środku na piętrze naprawdę piękne wnętrze z takim oto widokiem

Calle La Ronda. Taką nazwę nosi jedna z ciekawszych starych uliczek w centrum Quito. Spacer wąską uliczką pośród XVII-wiecznych kamienic i domów to naprawdę przyjemność.

Ciekawostką Quito (nie tylko Starówki) jest grupowanie sklepów tej samej branży blisko siebie. I tak w okolicach La Rondy odkryłyśmy sklepiki pt. wszystko do robótek ręcznych (włóczki, nici, druty itd). Natomiast koło Ejido, bliżej nas, było zagłębie sklepów i warsztatów rowerowych. W sumie – wygodne!

2. Mitad del Mundo czyli skansen wokół równika

Mitad del Mundo znaczy po prostu środek świata. Jest to centrum turystyczne, które naśladuje miasteczko kolonialne, z jego ważnymi obiektami, a przy tym pokazuje obrazki z historii Ekwadoru. Są więc i chaty kryte liśćmi palmowymi, i tradycyjna produkcja lodów, i kaplica, i sklepiki, i knajpy.

Centralnym punktem Mitad del Mundo (takim środkiem środka) jest około 30-metrowy monument z kulą na szczycie (kula ma 4,5 metra średnicy!), którego boki wyznaczają strony świata. Wewnątrz możemy na kilku poziomach (im wyżej, tym o mniejszej powierzchni) obejrzeć muzeum historii i etnografii Ekwadoru. Najciekawsza była jednak dla mnie panorama “spod kuli”, czyli z tarasu na szczycie – na całą okolicę i pobliskie wulkany. Bardzo spodobały mi się też giga-ptaki na zielonych terenach pod budowlą. Miejsce to zaczęto celebrować już w 1936 roku, stawiając tu pierwszy monument. Obecny powstał w latach 1978-1982, a skansen tworzono do roku 1992.

Kula wieńcząca monument

Najzabawniejsze jest jednak to, że wszystkie te budowle niedokładnie ten środek świata pokazują. Skorygowane obliczenia wykazały, że równik przebiega nieco ponad 200 metrów na północ od słynnej żółtej linii, biegnącej przez całe miasteczko – po prostu błąd w obliczeniach.

Z równikiem między nogami czyli po jednej nodze na każdą półkulę! Rzadka gratka!

W miejscu rzeczywistego przebiegu równika czym prędzej powstało sporo mniej oficjalne muzeum, Intiñan, które również przyjmuje zwiedzających. Spróbujcie jednak zapytać kogoś z zatrudnionych w Mitad del Mundo o to drugie muzeum! Nikt nic nie wie! Spróbowałam i w końcu nie dotarłam. Ale… co tam 200 metrów…!

Mitad del Mundo leży ponad 30 km na północ od centrum Quito (czyli Quito znajduje się na półkuli południowej). Żródła, do których dotarłam, mówią o tym, jak tam dojechać, jednak transport publiczny w tym mieście pozostał dla mnie enigmą. Jeździ bardzo dużo autobusów, metrobusów, jest tanio (pojedynczy przejazd to zwykle 0,25$) Teoretycznie więc, można dojechać niebieskim metrobusem do terminalu Ofelia, a stamtąd – specjalnymi autobusami pod bramę Mitad. Teoretycznie. Osłabiona polowaniem na właściwy metrobus i sprawdziwszy chyba z 10 kolejnych, wzięłam taksówkę (18$) i ze starszym panem kierowcą szlifowałam miło mój słaby hiszpański. Za to z powrotem wróciłam przez ten terminal Ofelia. Rzeczywiście, udało się za 25 centów!

Fragment skansenu Mitad del Mundo

Mitad del Mundo jest otwarty codziennie od godziny 9 do 17, w niedziele do 18. Za wstęp zapłacimy 5$ (mali i starsi 2,50$). To duży odkryty teren, warto więc pomyśleć o ochronie przed słońcem. W środku jednak zjecie lody (do bólu degustowałam te tradycyjne, namawiana przez sprzedawczynię), wypijecie coś chłodnego, i zrobicie zakupy souvenirów wszelakich. No, i ta żółta linia!

3. TeleferiQo i wulkan Pichincha

Trekking na szczyt wulkanu Pichincha to jedna z głównych atrakcji Quito. Myślę, że przysłużyło się temu zainstalowanie kolejki czyli TeleferiQo, jeszcze do niedawna najwyżej położonej kolejki linowej na świecie. Pokonuje ona około 800 metrów, kończąc na wysokości 3945 m. n. p. m.

Widok z wagonika kolejki na Pichinchę

Aby dojechać do kolejki, najlepiej wziąć taksówkę, która kosztuje z centrum 5$. Jeśli mamy wyjazd super budżetowy, to warto wiedzieć, że autobusy też tam kursują, ale… odwołuję niżej do rozdziału Komunikacja w Quito. Cena przejazdu TeleferiQo to 8 $. Wjazd na górę trwa około 20 minut i po drodze z wagoników napawamy się zarówno widokiem gór, jak i panoramą zostającego w dole Quito. Często niestety są chmury, taki urok tego miejsca!

Na górze znajdziemy kawiarnię, sklepik i kilka szlaków do wyboru, by zrobić spacery w okolicy wyciągu, jeśli nie podejmujemy wyzwania, by wspinać się wyżej. Jest też widokowa huśtawka. Wędrówka na szczyt Ruco Pichincha zajmie około 3 godzin. Jest to trekking na wysokości, raczej łatwy – jak twierdzi osoba sporo się wspinająca. Sama końcówka może być trudna technicznie dla niedoświadczonych: napotkamy sporo skał, trochę porównywalnie do Rysów, ale bez łańcuchów, na krótszym odcinku i z mniejszą ekspozycją. Trasa jest dość dobrze oznaczona, choć raczej mało uczęszczana, nie ma tłoku. Niestety brak również źródeł wody tudzież schroniska na trasie, obowiązkowo więc trzeba się zaopatrzyć w cały zapas wody i przekąski.

Temperatura w czasie wędrówki będzie niższa niż w samym Quito (było około 15 stopni na podejściu, bez wiatru) i spada z wysokością. Na trasie zobaczymy lokalną roślinność górską, a nawet fruwające kolibry, możemy też podziwiać ładny widok na Quito, choć z dużym ryzykiem chmur, jak to było w dniu wejścia. Po zjeździe jest problem z taksówkami, bo nie stoją na dole wyciągu (albo za nieprzyzwoitą kasę). Trzeba jeszcze zebrać siły i zejść jakieś 10-15 minut pieszo do postoju taksówek.

Ja nie odważyłam się na tę wyprawę kolejką w góry (mój kardiolog załamał ręce już przy samej wysokości Quito!), na szczyt weszła Weronika , moja córka i towarzyszka (nie tylko na ten zresztą szczyt w Ekwadorze) i to jest jej relacja.

4. Dzielnica La Mariscal czyli … bawimy się!

Położona jakieś 20 minut spaceru od parku El Ejido, na terenie tak zwanego Nowego Miasta, słynna dzielnica La Mariscal, znana jest głównie ze sporej ilości barów, klubów, restauracji, sklepów, kafejek internetowych, wszelakich imprezowni, no i oczywiście hoteli dla turystów. Jest barwna i wesoła, ale tak naprawdę nie ma tam nic szczególnego do oglądania. Nazywana bywa Gringolandią.

Plac Foch, centrum dzielnicy La Mariscal

Jej głównym punktem jest Plaza Foch, tak naprawdę niewielki plac z kilkoma knajpkami, otoczony uliczkami, gdzie znajdziecie ich znacznie więcej. Na okolicznych budynkach obejrzymy sporo murali. Dzielnica rozkwita wraz z zachodem słońca, na pewno będzie to więc świetna propozycja dla amatorów zabawy. W okolicy znajdziemy także Mercado Artesanal La Mariscal (ulica Jorge Washington) czyli targ rzemiosła, rękodzieła i wszelkiego rodzaju pamiątek, a także kilka ambasad.

Co z tą pogodą?

Wybierając się do Ekwadoru, byłam początkowo absolutnie przekonana, że jadę do ciepełka. No, w końcu równik zobowiązuje! Gdzie jak nie tu? A jednak prawdą, a nawet truizmem jest, że człowiek się całe życie uczy. Na przykład tego, że temperatura zależy nie tylko od szerokości geograficznej, ale jeszcze od paru innych czynników – wysokości położenia nad poziomem morza, prądów morskich i tak dalej… Stąd Quito wcale o tej porze roku (o żadnej zresztą) nie było ostoją słonecznego ciepełka. Nie można wykonać najmniejszego porównania z terenami równikowymi w Afryce.

Najtrafniejsze określenie, jakie przeczytałam na temat pogody w okolicy Quito to “pogodowy rollercoaster“. Wszystko się zdarzyć może! Jadąc na naszą wyprawę (#wyprawana2oceany) doczytałam, że najlepsze miesiące na zwiedzanie Quito to styczeń oraz od maja do października. Także to, że średnia temperatura w ciągu roku waha się tam od około 9 do blisko 22 stopni. W listopadzie można było się spodziewać dużo opadów i niezbyt porywających kilkunastu stopni. Znajoma doradzała mi puchową kurteczkę.

Czarne chmury nad mijanymi z autobusu miejscami. Faktycznie – pada sporo, w końcu to góry. Ciekawostką tego zdjęcia są obszerne, ciągnące się całymi kilometrami (poza miastem, oczywiście) folie i namioty do uprawy … kwiatków! tak, ciętych kwiatów, towaru eksportowego Ekwadoru.

Jak było faktycznie? Praktycznie w Quito ani razu nam nie padało. Rano i wieczorem koniecznie trzeba było wyjść w bluzie, wskazane również pełne buty (miejscowe panie posuwały w kozaczkach). Niemniej w ciągu dnia, gdy słonko dawało o sobie znać, było naprawdę dość ciepło. W efekcie wybierając się do Quito, z jego surowym górskim powietrzem, należy być przygotowanym na wszystko: i cienka koszulka, i bluza, i czasem niegruba kurtka i obowiązkowo coś przeciwdeszczowego.

Komunikacja w Quito

Byłyśmy w Quito 4 dni. To bardzo niewiele, by wyciągać wnioski. Trochę się jednak naczytałam, trochę doświadczeń zdobyłam. Po mieście jeździ bardzo wiele autobusów, metrobusów i trolejbusów, ruch ich jest naprawdę znaczny (metro jest w budowie). Przejazdy są tanie, bilet zazwyczaj kosztuje 0,25$, czasem nawet mniej. To wszystko na plus. Jednak dotarcie do wiarygodnych rozkładów jazdy i tras przejazdów komunikacji to prawdziwe wyzwanie. Nawet jak ci wytłumaczą miejscowi, to i tak może okazać się inaczej. I to, niestety, jest ten minus.

Z racji położenia miasta, czasem zdarzy się, że pokonujemy w górę lub w dół różnicę 300 metrów, a autobus wspina się powoli i z rykiem silnika. W mieście znajdziemy kilka dużych terminali autobusowych, które stanowią też punkt startowy dla autobusów dalekobieżnych – główne to nowoczesny Quitumbe (trasy na południe od Quito) i Carcelen (autobusy jadące na północ). Bardzo pozytywnie zapisały nam się w pamięci właśnie autobusy dalekobieżne, ale o tym przy innej okazji.

Taksówki w Ekwadorze. Sporo można by opowiadać. Najczęściej to dość stare modele samochodów. Ale – są! jeżdżą! To najbardziej dostępny środek transportu.

Najwygodniej i wcale nie tak drogo (choć na kieszenie Ekwadorczyków również nietanio) jeździ się taksówkami. W większości są one żółte, największym zaufaniem można obdarzyć ponoć te z pomarańczowymi tablicami rejestracyjnymi i numerem z boku. Kierowca powinien włączyć taksometr i należy się tego domagać (con taximetro, por favor…). Najwyższe rachunki zapłacimy za dystans z lotniska (ok. 25$) oraz za przejazd do Mitad del Mundo (ok. 20$). Pozostałe atrakcje w mieście zmieszczą się na ogół w kwocie 5$.

Czy w Quito jest bezpiecznie?

Wielokrotnie będąc daleko od domu zastanawiamy się nad swoim bezpieczeństwem. Powiem wprost – w Quito ryzyko, że zostaniemy napadnięci czy okradzeni jest faktycznie znacznie wyższe od tego, które mamy na co dzień. Ponoć statystycznie co trzeci turysta odwiedzający Quito pada ofiarą przestępstwa. Tak więc – miałyśmy szczęście! Wyszłyśmy z tego cało! Trzeba jednak uważać i stosować się do kilku zdroworozsądkowych zasad:

Policji widać w Quito sporo, zwłaszcza w tych bardziej turystycznych miejscach. Wiedzą, jaka jest sytuacja i opinia, ale nie zawsze skutecznie przeciwdziałają. Tutaj – budka policyjna w dzielnicy La Mariscal
  1. Nie chodzić samemu wieczorami, zwłaszcza w miejsca odludne czy uważane za podejrzane
  2. Nie wyróżniać się z tłumu: niekoniecznie wyglądać “jak milion dolarów”, bo zostaniemy potraktowani jak milion dolarów – zaczepieni czy pozbawieni czegoś z naszego cennego stroju bądź gadżetów
  3. Nie nosić demonstracyjnie (a czasem po prostu nieświadomie) drogich zegarków, biżuterii, aparatów fotograficznych dobrych marek (i tu jest problem, bo jak robić zdjęcia?), nie epatować iPhonem czy innym drogim smartfonem. Jak coś na pierwszy rzut oka wygląda jak kilka pensji miejscowych, prędzej czy później padnie ofiarą kradzieży, bądźmy więc dyskretni
  4. W komunikacji miejskiej usiąść raczej bliżej kierowcy i absolutnie koniecznie trzymać torebkę, plecak i wszystko co mamy z przodu albo pod ręką
  5. Nie nosić ze sobą wszystkich posiadanych pieniędzy, a już na pewno nie trzymać pliku banknotów w jednym miejscu, pokazywanym niechcący podczas kupna wody czy biletu. Muszę przyznać, że Ekwador pod tym względem przyprawiał mnie o drżenie, bo płatności kartami przyjmują niechętnie, banknoty – jak już wspomniałam – powinny być drobne, a więc idą w grube pliki. Co robić, Panie!? Do tego z sejfami w hotelach krucho… “Nerka” ratowała sytuację, ale obawa była nieustanna
  6. Samemu wieczorem brać taksówki tylko znanych korporacji, a najlepiej jeszcze sfotografować auto tak, by kierowca to widział. W środku powinna być kamerka, jeśli to legalna taksówka: siąść z tyłu, niektórzy doradzają jeszcze zamknąć drzwi od wewnątrz
  7. Zachować spokój, pogodę, rozsądek i … wierzyć w swoją dobrą passę! (Sama nie lubię, jak mnie ktoś straszy i nachalnie ostrzega)
Quito – od Bazyliki w stronę Plaza Grande, z widokiem na El Panecillo. Te pochyłości…!

Wkrótce ukażą się następne artykuły o Ekwadorze i wyspach Galapagos – zapraszam do śledzenia strony!

Jeśli podoba Ci się, co napisałam, jeśli Ci pomogło lub zaciekawiło – zostaw choć mały komentarz. To dla mnie znak, że warto było posiedzieć parę godzin, by się z Wami podzielić moją pasją.

Jestem także:

www.facebook.com/Grażynabezobciachu.pl

www.instagram.com/grazyna_bez_obciachu

    Komentarzy - 8

  1. Fajnie czytać, ale jeszcze fajniej z Tobą podróżować! 😉

  2. Dzięki za barwną opowieść!.Pozdrowienia i dalszych ciekawych podróży życzę Wam

  3. Ciekawy artykuł, który dostarczył mi sporo wiedzy na temat dalekiego Salwadoru. W tych trudnych chwilach dobrze jest choć na chwilę oderwać myśli od tragicznych wydarzeń u naszych sąsiadów. Pozdrawiam serdecznie. Trzymajmy mocno kciuki za Ukrainę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *