Nietrudno dać się oczarować Santorini. Ta niewielka wyspa w kształcie księżycowego rożka należy do najbardziej osławionych w Europie. Dlaczego? Bo krajobrazy, widoki, morze. Bo biel i błękit. Bo wszystko, jak z plakatu lub fototapety. Bo unikatowe położenie w zalanej morzem kalderze wulkanu. Bo najpiękniejsze miejsce w archipelagu greckich Cyklad. Bo romantycznie, aż zapiera dech w piersiach…
Tego samego zdania są tysiące, a może i dziesiątki tysięcy turystów, odwiedzających codziennie Santorini.
To naprawdę nieduża wyspa, ma 76 km kwadratowych. Po długości dochodzi maksymalnie do 18 km.
W czasach przedcovidowych na wyspę Santorini, która liczy sobie niecałe 80 tysięcy mieszkańców, przyjeżdżały ogromne rzesze spragnionych widoków białej zabudowy i niebieskich kopuł turystów. W dużej mierze byli to podróżni spoza Europy. Ponoć w roku 2018 wypoczywało tu 2 miliony turystów! Największą jednak gromadą napierali w sezonie na Santorini podróżujący dużymi statkami wycieczkowymi, przybywający na jednodniowe zwiedzanie wyspy wędrowcy, najczęściej z Krety (oddalona o 110 km). To spowodowało jeszcze przed covidem ograniczenia ze strony władz wyspy, by dziennie mogło zejść na Santoryn nie więcej niż 8 tysięcy zwiedzających. Dlatego też polecam Santorini w porach innych niż klasyczny sezon. My byliśmy we wrześniu (i był to świetny strzał!), ale trzeba dodać, że jeszcze wtedy w 2021 roku, panowały pewne obostrzenia – nie było choćby turystów spoza Europy.
Perissa czyli trochę prywaty…
Przylecieliśmy na Santorini (lub na Thirę – jak widniało na karcie pokładowej) pewnej wrześniowej niedzieli do miejscowości Perissa. Nie ukrywam, że z biurem podróży. Tym razem było na leniuszka – skrzyżowanie objazdówki z pobytem.
Perissa była miejscowością przycupniętą tuż przy plaży Perivolos (długiej na 5 km), pomiędzy dwiema skalistymi górami (góry Masa Vouno, na południowo-wschodniej stronie wyspy, czyli “na pleckach” naszego półksiężyca. Plaża w Perissie była urozmaicona – od pięknego, złotego piaseczku, poprzez skały i kamienie aż po drobne czarne kamyki powulkaniczne. Tych ostatnich było najwięcej. Zestawy plażowe (czyli leżaki i parasole), a do wody specjalne zejścia po ułożonych pasach, podnosiły komfort korzystania z plaży. Jednak radzę pamiętać – na Santorini raczej z butami do wody!
Wzdłuż plaży w Perissie królowały restauracje i beach bary, Ujęło mnie to – można będzie tylu rzeczy spróbować! Knajpki najczęściej posiadały w ofercie leżaki i proponowały układ leżakowania za darmo pod warunkiem zamówienia lunchu. Bardzo dogodny układ, bo zjeść trzeba! Droga (bulwar to byłoby zbyt duże słowo) ciągnęła się wzdłuż plaży w kierunku północnym, a potem najzwyczajniej w świecie ucinała się, kończąc się bardzo słuszną, skalistą górą. Skała wyrastała z morza i była całkiem imponująca.
Spod niej można było wziąć taksówkę wodną, by dopłynąć do Kamari – kolejnej nadmorskiej miejscowości. Wystarczyło tylko opłynąć górę Masa Vouno. Przed końcem nadmorskiej, pełnej knajpek i sklepików drogi, wyrastała biało-niebieska cerkiew, a trakt rozgałęział się – w tym miejscu do nadmorskiego bulwarku dochodziła prowadząca tu z interioru wyspy droga – całkiem ruchliwy szlak komunikacyjny, którym wjeżdżało się do Perissy.
Perissa i Kamari to główne miejscowości na wyspie, gdzie dzięki plaży i dobremu dostępowi do morza, przyjeżdżają wczasowicze na nieco dłuższy pobyt (znaczy dłuższy niż 1-2 dni), na zwyczajny wypoczynek. Pozostałe miasteczka, te najsłynniejsze, wiszące na klifach, są niezwykle widokowo wysoko położone i mają ogromne walory dla zwiedzających – prześliczne widoki na kalderę i schodzącą do morza białą zabudowę. Jednak z plażami tam bardziej krucho… To nie jest to, czym słynie Santoryn.
Skąd się wzięła kaldera czyli szczypta historii i geografii
Santorini to wyspa powstała po erupcji wulkanu, znajdującego się pośrodku olbrzymiej, prawie okrągłej zatoki. Od jej wschodu mieści się właśnie sama Santorini, o kształcie półkola lub jak ktoś woli – księżycowego rogala. Jest jak księżyc, który rośnie – w pierwszej kwadrze.
Kaldera zaś to pozostałość po zapadniętym kraterze wulkanicznym. Tutaj wypełniła się wodą, tworząc zatokę (kalderą jest też na przykład krater Ngorongoro). Wybuch wulkanu miał miejsce około 1600 lat przed naszą erą. Po erupcji krater zapadł się, pozostawiając tylko brzegi, które dziś są wysepkami.
Pośrodku zatoki leży wyspa Nea Kameni, która do tej pory jest ciągle czynnym wulkanem z ostatnim (choć słabym) wybuchem w 1950 roku. Byliśmy tam podczas rejsu po kalderze. Wspinaczka na szczyt wulkanu to fajny trekking, a z góry roztacza się fantastyczny widok na zatokę i pozostałe wysepki. Ciągle trochę tu dymi siarką. Palea Kameni, mniejsza i starsza od pierwszej wysepka, otoczona jest ciepłymi źródłami.
Na północnym zachodzie znajdziemy największą po Santorini wyspę, Thirassię, jedyną zamieszkałą. Żyje tam ponad 260 osób i są również luksusowe hotele, a na nabrzeżu kilka restauracji (pyszna ośmiornica, mięciutka!) Thirassia jest ustronna i mało zabudowana, lubią ją ponoć za to celebryci.
Kalderę zamyka położona na zachodzie mała wysepka Aspronisi.
Co zobaczyć czyli największe skarby Santorini
- Fira (Thira). Miasto jest stolicą wyspy i liczy sobie kilkanaście tysięcy stałych mieszkańców. Jako stolica stanowi centrum kulturalne i handlowe, bardzo ważny dla turystów jest port, bo to tutaj przybijają te wszystkie statki i promy z tysiącami turystów (gdy nie było pandemii). W pobliżu Firy znajduje się również lotnisko. Miasto ma cechę główną – schody. Jako, że leży na wysokim klifie, schody (dawniej często pokonywane na osiołkach) stanowią główny element architektoniczny.
Znajdziemy tu wiele knajpek, restauracji i tawern, najczęściej z obezwładniającym widokiem na całą zatokę, obleganych zwłaszcza przed zachodem słońca. Przez starszą część miasta Fira wiedzie deptak Ipapantis, a przy nim mnóstwo oryginalnie zaaranżowanych sklepików i kawiarni. Kolejką linową zjedziemy do portu i do dolnej Firy. Taka przejażdżka to dodatkowa atrakcja.
Charakterystyczną ciekawostką są drzwi donikąd – na poziomie ulicy znajduje się przepiękny murowany portal albo też stare (postarzane) drzwi z oryginalną futryną. I tyle. Pozory, bo to dopiero początek. Jest to zazwyczaj wejście do restauracji, za którym są schody w dół, a jeszcze niżej – sam lokal i stoliki na klifie. Ogromnie mi się to podobało!
Na pewno zwróci też waszą uwagę, leżący w pobliżu muzeum, okazały biały budynek cerkiewny – to Ortodoksyjny Sobór Metropolitarny z XIX wieku. Koniecznie trzeba również zobaczyć Muzeum Prehistorii w Firze. Stanowi ono preludium i znaczące uzupełnienie rekonstrukcji archeologicznej w Akrotiri, pełnej artefaktów sprzed wybuchu wulkanu, a więc z XVII-XVI wieku p. n. e.. W muzeum obejrzymy freski z epoki minojskiej (słynni Chłopcy niosący ryby!) i wiele znalezisk, zwłaszcza ceramikę, zarówno z Akrotiri, jak i całej wyspy
- Oia (należy czytać Ija) ucieleśnia wszystko to, co w wyobraźni i stereotypach kojarzy nam się z Santorini. Biel, błękit, kopuły, białe domeczki na klifie i zachody słońca. Stanowią one powód, dla którego zjeżdżają tu z całego świata tłumy, a nowożeńcy rezerwują podróż poślubną. To najbardziej fotografowane miejsce na Santorini. Trzeba więc przyjechać do Oia, nawet, jeśli jest się na Santorini tylko jeden dzień! A my przecież spędziliśmy tam tydzień.
Pewnie mieliśmy szczęście, że to wrzesień i ciągle jeszcze trochę pandemicznych obostrzeń, bo tłumy nie były dotkliwe. Choć, oczywiście, wolałabym mieć Oia dla siebie, w innej porze dnia, bez przeciskania się do dobrych miejsc na zrobienie zdjęcia. Głównym deptakiem Nomikou i tak wędrowały spore grupy turystów, by usadowić się na ruinach zamku na podziwianie zachodu słońca.
Zamek powstał w XV wieku, zbudowany przez Wenecjan; dziś to tylko ruiny. Warto natomiast zatrzymać się na placu przy kościele Panagia Platsani. Najmocniejszą wizytówką Oia są klasztory z niebieskimi kopułami – kościół Agios Nicolaos, Anastasis i Agios Spirydonas.
Oia leży na wysokości około 150 m n.p.m., na klifie, na samej północy wyspy. Zachwyt budzą autentyczne dawne domki rybaków wykute w wulkanicznej skale, niegdyś najuboższa część wioski, opadające w dół ku morzu i przechodzące jak gdyby jedne w drugie. Dzisiaj są to białe domeczki zamienione na drogie apartamenty i budzące pożądliwość turystów ze względu na swoje widoki na morze, niebieskie kopuły i całą kalderę. Ceny noclegów w Oia przyprawiają o zawrót głowy. Dlatego też tak naprawdę mało kto decyduje się tu spać – albo odpływają na swoje wyspy, albo przejeżdżają (jak my) do innych miejsc na Santorini. Nie tak dużo tańszych, ale jednak. To dość droga wyspa.
Kilka rad dla odwiedzających Oia:
- Przyjedź z rana, nim wszyscy inni potencjalni zwiedzający się dobudzą
- Pospaceruj po Oia nie tylko utartym deptakiem; cała robi wrażenie; zejdź do portu słynnymi 300 schodkami
- Zachód słońca wcale nie jest tym, co najpiękniejsze w Oia; nie różni się od zachodu słońca w innych ładnych miejscach (choćby nad Bałtykiem); jeśli masz mało czasu, spokojnie możesz go pominąć
- Imerovigli to miejscowość najwyżej ponoć położona na wyspie. Znajduje się w pobliżu Firy, około 2 km w kierunku północnym od stolicy. W sam raz na bardzo napawający widokami spacer. W Imerovigli zobaczyć można tradycyjne białe domy na klifie.
Są tu również ekskluzywne hotele z basenami (zazwyczaj mini), a także tawerny, z których roztacza się piękny widok na morze i kalderę. Spotkamy tu fotografów oraz grupki panien na sesjach zdjęciowych. Ciekawych detali do fotografowania nie brakuje, a ludzi mniej niż w stolicy. Znakiem rozpoznawczym miasteczka jest Skaros – spora skała, widoczna z wielu miejsc Santorini. Na Skaros Rock można się również wspiąć.
- Akrotiri jest wioską, a przede wszystkim stanowiskiem archeologicznym. Leży na południu wyspy i eksponuje pamiątki po zalanym wulkaniczną lawą mieście. Nazywane bywa greckimi Pompejami. Osada Akrotiri była w starożytności znaczącym miejscem w świecie minojskim: miasto składało się z placu i utwardzonych ulic, domy były zdobione freskami, mieszkańcy używali bogato zdobionych naczyń.
Wszystko to działo się, nim nawiedziło ich trzęsienie ziemi, a wkrótce po nim – wybuch wulkanu. Jednak brak ciał w wykopaliskach świadczy, że mieszkańcy zdołali się uratować. Dziś jest to miejsce dla amatorów starożytności. Jest zadaszone, wokół ruin wybudowano ścieżkę, z której można zejść także na sam poziom stanowiska. Uważam jednak, że ani sposobem wyeksponowania, ani rangą nie może się równać z Pompejami.
- Czerwona Plaża (Kokkini Paralia) swoją nazwę zawdzięcza ciemnoczerwonym skałom i identycznemu kolorowi piasku na wybrzeżu. Znajduje się na południu wyspy, tuż poniżej wioski Akrotiri. W porównaniu z sąsiednimi plażami ma wyjątkową powierzchnię – lawa wulkaniczna miesza się z czerwoną gliną, dając niesamowity i bardzo fotogeniczny efekt. Jeśli będziecie w Akrotiri – warto zajechać!
Garść drobnych ciekawostek o Santorynie
- Na Santorini uprawia się winorośl, ale wygląd winnych krzewów zdziwiłby was. Są nisko splątane, zwinięte i leżą na ziemi. To ponoć zapobiega zniszczeniu przez wiatry
- Wyspa Santoryn ma poważny problem z wodą, a właściwie jej brakiem. Przez cały sezon wiosenno-letni na wyspie praktycznie nie pada. Do mycia używana jest woda odsalana, ale ona nie nadaje się do podlewania roślin. Do celów spożywczych – wyłącznie woda butelkowana. Stąd na wyspie trzeba dostosować się, by nie wrzucać nigdy papieru do muszli klozetowej (wtedy mniej wody trzeba, by spłukać). To trudne, bo nawyki są silne!
- Na Santorini – choć to dziwne i nie do końca potrafimy to wytłumaczyć – nie ma wiatraków ani paneli solarnych. Prawdopodobnie to kwestia troski o krajobraz.
- Menu w restauracjach i tawernach przypomina to, co się je w całej Grecji. Podaje się charakterystyczne grillowane mięso – wieprzowinę, baraninę lub kurczaka (souvlaki), moussakę (danie z zapiekanych bakłażanów, mielonego mięsa, ziemniaków), dużo owoców morza (ośmiornice!) i ryb, trochę arabskich przysmaków (falafel), gyros, no i oczywiście sałatkę grecką na bazie przepysznych serów solankowych. Dużo oliwy i … wina!
Santorini oczarowuje i zostaje w pamięci na długo. Spróbujcie, a przekonacie się!
Zapraszam do moich wcześniejszych postów:
Quito – stolica wysoko postawiona
Przez góry Ekwadoru. Otavalo, Mindo, Cotopaxi i Baños
http://Galapagos, wyspy szczęśliwych zwierząt
Jestem także na
www.facebook.com/Grażynabezobciachu.pl
www.instagram.com/grazyna_bez_obciachu
Komentarzy - 5
Z chęcią pojechaliby na te wycieczkę !
Szukam ucieczki na Santorini od dawna i podobają mi się Twoje rady !
Gdzie mogę taka wycieczkę znaleźć ???
Taką wycieczkę jak nasza ma w ofercie Rainbow Tours i z tego biura korzystaliśmy. Ten program nosił nazwę “Zachód słońca na Księżycu”. Cenię sobie w nim to, że zapewniał kilka wycieczek w trakcie tygodniowego pobytu, ale zostawiał też margines swobody. Lubię też sama pobuszować po różnych miejscach!
Wyspa wyglada przeuroczo! Nigdy nie bylam, ale slyszalam opowiesci wlasnie z wycieczki w podroz poslubna, co potwierdza popularnosc Santorini w celu takich wyjazdow, tak jak piszesz w blogu.
I to cieszyliscie sie wyjazdem w pandemii!:)
Santorini urzeka i pomoże uczcić najpiękniejsze okazje (my pojechaliśmy po moich okrągłych urodzinach ;-D). Jest wyjątkowe, a ludzie najczęściej przyjeżdżają na dzień lub dwa. A że w pandemii…? My przejeździliśmy ten czas nie rzadziej niż poza pandemią, tylko trzeba było bardziej cyrklować, gdzie można jechać. A potem – ile wydać na testy, nim zaczęli szczepić.
Twój artykuł zachęca do odwiedzenia Santorini. Nic tylko rezerwować wycieczkę i ruszać na tę przepiękną wyspę. Urzeka kolorami i charakterystyczną zabudową, w moich ulubionych kolorach. Pozdrawiam serdecznie.